1,2/2003 |
||||||
Aktualne wydanie Archiwum Redakcja Komentarze Strona główna |
Poprzedni artykuł
Spis treści
Następny artykuł
|
|||||
Nikomu nie odmawiał pomocy
Wspomnienie o Mężu, Wacławie
Wacław Sułkowski urodził się 31 stycznia 1927 r. w Sierpcu jako trzeci - w kolejności przyjścia na świat - syn Marianny z Kubińskich i Stanisława Sułkowskich. Ojciec jego był przed wojną urzędnikiem skarbowym, matka modystką. Miał dwóch starszych braci; Zdzisława zmarłego w wieku 4 lat w roku 1924 i Janusza oraz młodszego o 11 lat Leopolda Stanisława - Sławka. Okres okupacji cała rodzina przetrwała w Sierpcu, wysiedlona z własnego domu przy ul. Narutowicza 23 do małego mieszkania przy Rynku, w nieistniejącym dziś domu pana Franciszka Śliwickiego. Ojciec pracował wówczas we młynie u Gedego, matka zajmowała się domem. Starszy brat Janusz zatrudniony był w tym czasie u fryzjera. Po wojnie skończył Handel Zagraniczny, przez wiele lat był wojewódzkim dyrektorem "Domu Książki" w Szczecinie. Zmarł nagle 7 stycznia 1990 r. Młodszy, Sławek, obecnie jest pułkownikiem w stanie spoczynku zamieszkałym w Warszawie. Ukończył studia w Wojskowej Akademii Technicznej na wydziale elektroniki. Wacek zdążył skończyć szkołę podstawową przed wybuchem wojny. W czasie okupacji pracował najpierw u krawca - p. Jarzyńskiego, przechodząc pod jego kierunkiem kolejne stopnie wtajemniczenia w tym fachu, począwszy od przynoszenia węgla drzewnego do żelazka poprzez fastrygowanie aż do nauki kroju. Następnie został zatrudniony w niemieckiej szwalni jako krojczy, dzięki czemu uniknął wywózki na roboty do Niemiec. Z nabytych wówczas umiejętności krawieckich korzystał przez całe życie. Po godzinach pracy Wacek, wraz z bratem Januszem, uczył się na tajnych kompletach prowadzonych przez p. Zofię Gałęską - pierwszą powojenną dyrektorkę Gimnazjum i Liceum w Sierpcu i p. Barbarę Wandel, później pracującą w Ministerstwie Oświaty. Lekcje odbywały się kolejno w domach uczniów, często z rozmaitymi przygodami, zawsze towarzyszyło im ogromne ryzyko i strach, gdyż ucząca się potajemnie młodzież brała czynny udział w organizowaniu pomocy uwięzionym i przebywającym w miejscowych obozach pracy. Udało się jednak uniknąć poważniejszych wpadek. Nieszczęście przyszło nagle z innej strony. Na skutek donosu Niemcy przyszli aresztować ojca. Matka, chroniąc go, jako głowę rodziny, wzięła winę na siebie licząc na to, że kobietę Niemcy łagodniej potraktują. Niestety, w więzieniu spędziła pół roku. Wypuszczono ją na wolność dopiero w przededniu wkroczenia wojsk radzieckich (w styczniu 1945 r.) wraz z niewielką grupą aresztowanych, którzy mieli niewielkie wyroki. Pozostałych 80 współwięźniów, w bestialski sposób powiązanych drutem kolczastym Niemcy rozstrzelali w celach więziennych. Matka Wacka, wyczerpana fizycznie i psychicznie, po powrocie do domu już nie odzyskała pełni zdrowia. Nękały ją uporczywe bóle głowy, dręczyły wizje rozstrzelanych znajomych osób. Zmarła jesienią 1945 roku. Wacek, dla którego matka była najbliższą mu istotą, kochaną całym sercem, bardzo boleśnie przeżył jej odejście. Poczuł się samotny, zagubiony, nikomu niepotrzebny. W niedługim czasie ojciec, który z jednej niewielkiej urzędniczej pensji, nie był w stanie utrzymać wówczas trzech uczących się jeszcze synów, w trosce o byt rodziny, ożenił się powtórnie - z Lucyną Strześniewską. Wacek nie potrafił się jednak z tym faktem pogodzić. Dom bez ukochanej matki przestał być dla niego oazą spokoju i radości. Nie mógł znaleźć równowagi ducha. Zaczął zaniedbywać naukę i opuszczać lekcje. Przeżywając rozterki postanowił wstąpić do klasztoru Pijarów w Krakowie, aby w modlitwie i kontemplacji znaleźć ukojenie i sens życia. Rodzina i nauczyciele odradzali mu stanowczo ten zamiar. Wacek jednak opuścił dom i szkołę średnią, chcąc zostać zakonnikiem. W nowicjacie przebywał ponad pół roku, wyciszył się wewnętrznie, przemyślał swoje postępowanie, zatęsknił za rodziną i kolegami, w rezultacie powrócił do Sierpca. Pokorne poddawanie się surowym regułom klasztornym oraz przestrzeganie tradycyjnej hierarchii w społeczności klasztornej, na dłuższą metę, okazały się dla niego zbyt trudne. Po powrocie, stopniowo zaakceptował nowy układ rodzinny. Przybrana matka Lucyna okazała się bowiem osobą łagodną, życzliwą, pracowitą i godną zaufania, dbającą o dobre stosunki rodzinne, choć jej sytuacja w nowej roli nie była łatwa. Wacek znów rozpoczął naukę. Nie wrócił jednak do swej dawnej, pierwszej licealnej klasy, ponieważ stracił rok. Trafił wówczas do klasy, w której ja, Jadwiga Simoni, też się uczyłam. Wtedy dopiero poznaliśmy się. Pamiętam, jak wprowadziła go do nas uśmiechnięta p. dyrektorka - Zofia Gałęska przedstawiając go tymi słowami: "dzieci, to jest Wacek - moja wielka sympatia, nie zróbcie mu krzywdy."
Chyba, istotnie, krzywdy nie doznał, skoro kilka lat później ożenił się ze mną - jedną z uczennic tej klasy i nawiązał liczne szkolne przyjaźnie trwające przez całe życie. Otoczony życzliwą i przyjazną atmosferą szybko zasymilował się z nową klasą. Uczyliśmy się często wspólnie korzystając wielokrotnie, zwłaszcza przed maturą, z jedynego egzemplarza książki. Zbieraliśmy się gromadnie, czytając kolejno na głos obowiązkowe lektury. Wacek był ogólnie lubiany ze względu na swój łagodny i towarzyski charakter. Chętnie pracował społecznie. W klasie maturalnej został prezesem samorządu szkolnego i z tej funkcji wywiązał się znakomicie. Włożył też dużo pracy i inwencji w przygotowanie balu maturalnego, na który udało się sprowadzić orkiestrę wojskową z Modlina. Po otrzymaniu matury w 1948 r., rozpoczął studia historyczne w Warszawie. W wolnym od zajęć studenckich czasie pracował dorywczo w Bibliotece Uniwersyteckiej. Zarobki były wtedy symboliczne, nie wystarczały na opłacenie mieszkania, kupno podręczników i skromne bytowanie w stolicy. Z przyczyn ekonomicznych, w ostatnim roku studiów, przeniósł się bliżej domu - do Torunia, dokąd dojeżdżał z Sierpca na wykłady i ćwiczenia w określone dni. Na utrzymanie zarabiał w tym czasie pracując jako nauczyciel historii w Szkole Podstawowej Nr l w Sierpcu. Dyplom uzyskał na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu w 1952 r. Tematem jego pracy magisterskiej był "Handel Torunia w drugiej połowie XIX w." Po zakończeniu studiów, na podstawie obowiązującego wówczas nakazu pracy, objął posadę nauczyciela historii w Liceum Ogólnokształcącym we Mszczonowie. Wkrótce jednak, ze względu na zawarte przez nas małżeństwo w 1954 r. (byłam wówczas studentką pracującą i mieszkającą w Warszawie), prosił władze oświatowe o zmianę miejsca pracy na bliższe stolicy. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności otrzymał przeniesienie do Piastowa na stanowisko kierownika Domu Harcerza wraz z mieszkaniem służbowym. Radość była tym większa, że na terenie tej placówki znajdowało się przedszkole, do którego mogły uczęszczać nasze dzieci - Hania i Jędrek. Powierzona mu funkcja wymagała jednak wychowywania młodzieży w duchu "jedynie słusznej ideologii marksistowskiej". Częste wizytacje placówki pod tym kątem i formułowane krzywdzące zarzuty, np. w sprawie zbyt małej frekwencji młodzieży na zajęciach organizowanych podczas odbywających się w tym samym czasie rekolekcji, a także ponawiane propozycje wstąpienia do partii męczyły go i denerwowały, dlatego podjął decyzję o zmianie pracy. Do partii nigdy nie wstąpił. Otrzymał etat nauczyciela historii w szkole podstawowej w Ursusie. Młodzież bardzo lubił, ale męczył go hałas i stresująca praca. Ujawniona wówczas choroba wrzodowa dwunastnicy wymagała przede wszystkim spokoju. Z tej przyczyny, z żalem porzucił nauczanie przenosząc się w 1961 roku do pracy w Instytucie Sztuki PAN w Warszawie. Organizował tu powstające archiwum fotograficzne sztuki ludowej. To archiwum w znacznym stopniu było jego dziełem, prowadził je i wzbogacał nowymi materiałami. W czasie jego pracy zasoby archiwum wzrosły z 5000 zdjęć do ponad 74 000. Z doświadczeń i życzliwości Wacka korzystali zarówno studenci jak również etnografowie, dziennikarze i redaktorzy "Polskiej Sztuki Ludowej". Brał również udział w badaniach terenowych sztuki ludowej Podlasia prowadzonych pod kierunkiem prof. Romana Reinfussa. Zajmował się szczególnie strojem, opublikował artykuł pt. "Strój łukowski" w miesięczniku "Polska Sztuka Ludowa" (1968 z.4.) Za 24-letnią, solidną pracę w Instytucie Sztuki PAN otrzymał z Ministerstwa Kultury odznakę Zasłużonego Działacza Kultury. Aktywnie uczestniczył również w związku zawodowym "Solidarność" pełniąc funkcję skarbnika w Instytucie Sztuki PAN. W domu zachował się sporządzony przez niego odpis raportu kasowego i spis 86 zakupionych książek z drugiego obiegu. Cieszył się ogromnym zaufaniem jako człowiek odpowiedzialny, uczciwy i skromny. Liczono się z jego zdaniem, ponieważ potrafił być bezstronny, stąd jego wybór na ławnika w sądzie miasta Warszawy. Był aktywnym członkiem Koła PTTK Przyjaciół Ziemi Sierpeckiej. Powierzono mu funkcję skarbnika.
Czuł się emocjonalnie związany z ziemią rodzinną, kiedy mógł wracał do Sierpca, odwiedzał rodzinę i kolegów. Z pasją zajmował się też dziejami Sierpca. Napisał artykuł "Zarys dziejów gospodarczych Sierpca od XII do XIX w." opublikowany w "Notatkach Płockich" 1972, nr 2 oraz kilkudziesięciostronicową pracę monograficzną "Z dziejów gospodarczych i społecznych Sierpca" wydrukowaną w zbiorowej książce pt. "Sierpc, Studia i Materiały I", (Wydawnictwo Towarzystwa Naukowego Płockiego, Oddział w Sierpcu, Płock-Sierpc 1972.). Wnikliwa, merytoryczna i szczegółowa recenzja tej monografii została napisana przez Aleksandra Kociszewskiego w "Roczniku Mazowieckim" z 1976 r. Przytaczam z niej początkowe zdanie: "W. Sułkowski omawia dzieje gospodarcze i społeczne Sierpca od momentu lokacji do r 1866. Jest to najciekawsza i najwartościowsza część książki - rezultat żmudnych poszukiwań archiwalnych." Rzeczywiście, praca ta wymagała poświęcenia wiele czasu i cierpliwości na odszukanie w źródłach zgromadzonych w Archiwum Głównym Akt Dawnych konkretnych zapisów dotyczących historii Sierpca. Wacek bardzo ubolewał, że nie wszystkie ważne dokumenty zachowały się, co dla badacza odległych dziejów jest stratą niepowetowaną. Z braku bowiem wiarygodnych źródeł niektóre problemy nie zostały dostatecznie przebadane i definitywnie rozstrzygnięte. Nie ma nawet pewności kto i kiedy założył Sierpc! Decydujące znaczenie dla ustalenia wielu spornych kwestii mogłyby mieć prace archeologiczne prowadzone na terenie Sierpca i okolicy oraz odnalezienia nowych, nieujawnionych dotąd źródeł historycznych. Jest mi niezręcznie pisać laurkę dla własnego męża, choć w pełni na to zasłużył. Wykorzystam więc fragment wspomnienia o Wacku autorstwa Aleksandra Jackowskiego, jego szefa z Instytutu Sztuki PAN, zamieszczonego w miesięczniku "Polska Sztuka Ludowa" z 1985, nr 1/2 str. 121. Cytuję: "W każdej przyzwoitej redakcji musi być ktoś, kto bierze na siebie ciężar pracy niewdzięcznej, niewidocznej, ale przecież koniecznej. W naszej redakcji zawsze wiedzieliśmy, że jest on, Wacek, i że wszystko, co trzeba zostanie na czas zrobione. Nigdy nie odmawiał swojej pomocy, a wykorzystywaliśmy go nieraz. On był zawsze na miejscu, solidny i życzliwy ludziom. Nie skażony bakcylem biurokracji, tej śmiesznej "ważności" kwitowanej opryskliwą odmową "to do mnie nie należy". Skoro coś było potrzebne, a on mógł pomóc dlaczego miałby tego nie uczynić. Ceniono go, był bowiem wrażliwy na sprawy ludzkie, bezstronny, sprawiedliwy, mówił niewiele, ale gdy zabierał głos jego zdanie liczyło się, nie dawał się ponosić emocjom. (...) W jego nekrologu koledzy napisali - był człowiekiem prawym. Istotnie, takim był. Sprawiedliwy i skromny. Czy to mało? Czym dłużej żyję, tym bardziej podziwiam i cenię takich właśnie ludzi jak On. Ponieważ łatwiej być wykształconym niż sprawiedliwym i mądrym, zwłaszcza tą cichą mądrością, w której jest wyrozumiałość, ale i pewność w rozróżnianiu tego co złe, a co dobre. Szanowano go powszechnie, lubiano. (...) On był naprawdę kimś ważnym i drogim. Och, Wacku, Wacku! przecież Ty nawet nie zdawałeś sobie sprawy z tego, jak istotną rolę odgrywałeś w naszym zespole. Oczywiście archiwum poprowadzi ktoś inny, redakcja też jakoś da sobie radę, ale kto zastąpi Ciebie, kto - jak Ty - stworzy atmosferę spokoju, życzliwości i zaufania?.." Uważam tę charakterystykę osobowości Wacka za bardzo trafną i obiektywną. Pozostawił przygotowywany do druku maszynopis artykułu: "Powstanie styczniowe w północno-zachodniej części Mazowsza Płockiego" oraz "Wspomnienia z okresu okupacji i lat studiów" w rękopisie. Poza pracą naukową, w wolnych chwilach, Wacek zajmował się szyciem. Było to jego hobby. Praca ta dawała mu satysfakcję i stanowiła formę wypoczynku. Szył z przyjemnością nie tylko dla całej rodziny, ale i znajomych. Najlepiej znał się na krawiectwie ciężkim, ale potrafił uszyć niemal wszystko. Najtrudniej było mu uszyć garnitur dla siebie, ale i to wyjątkowo kłopotliwe, czasochłonne zadanie potrafił wykonać perfekcyjnie. Lubił też chodzić do lasu na grzyby. Był wspaniałym, wyrozumiałym, ukochanym ojcem i wzorowym, kochającym mężem, bez reszty oddanym najbliższej rodzinie. Przez ostatnie lata cieszył się i darzył wielką miłością swoją jedyną czteroletnią wnuczkę Kasię, którą odwiedzał w Świdrze tak często, jak tylko pozwalał mu na to czas i słabnące zdrowie. Nie doczekał, niestety, narodzin oczekiwanych z radością wnuków-bliźniaków, którzy przyszli na świat w trzy miesiące po jego zgonie. Śmiertelny zawał, w ostatnim dniu pobytu w sanatorium nałęczowskim 24 stycznia 1985 roku, przekreślił wszystkie jego dalsze plany naukowe i osobiste. Wacek swoją życzliwością, postawą społeczną i pracowitym życiem zasłużył na wdzięczną pamięć nie tylko rodziny, ale i tych wszystkich, którzy go znali. Jadwiga Sułkowska |
||||||
Poprzedni artykuł Spis treści Następny artykuł |