3/2001 |
||
Aktualne wydanie Archiwum Redakcja Komentarze Strona główna |
Poprzedni artykuł
Spis treści
Następny artykuł
|
|
Z ANALFABETAMI DO UNII?
O sierpeckich bibliotekach i czytelnictwie
Pod koniec XX w. ludzkość wkroczyła w nową epokę swego rozwoju cywilizacyjnego - postindustrialną (poprzemysłową). Nasycenie "prostą" techniką jest już w świecie, - a w każdym razie w jego rozwiniętych częściach - powszechne i nie ma ani potrzeby, ani możliwości dalszej jego ilościowej rozbudowy. Dalszy rozwój i postęp cywilizacyjny dokonuje się nie poprzez zwiększenie ilości maszyn, ale poprzez doskonalenie procesów produkcyjnych i ekonomizację tych procesów (automatyzacja, robotyzacja, miniaturyzacja itp.). Na tym etapie rozwoju decydującą rolę odgrywają wiedza i specjalistyczne umiejętności obsługujących urządzenia przemysłowe i usługowe ludzi. Urządzenia te potrzebują coraz mniej robotników do łopaty (już dawno zastąpiły ich koparki) i przykręcania śrubek (to wykonują automaty) a coraz więcej wysoko kwalifikowanych specjalistów z otwartymi i solidnie naładowanymi wiedzą głowami, oswojonych z najnowszymi zdobyczami. Druga, zasadnicza, cecha ery postindustrialnej to szybko zmieniające się kierunki i warunki produkcji oraz niestabilność zatrudnienia - zmuszające wielu ludzi do wielokrotnego zmieniania zawodu a nas wszystkich do ciągłego doskonalenia swej wiedzy. - Stąd powszechny pęd do nauki, opanowywania kilku zawodów, nauki języków obcych - gdyż tylko człowiek o solidnych podstawach ogólnych, umiejący korzystać ze źródeł wiedzy i informacji może liczyć na powodzenie zawodowe. W krajach rozwiniętych już nawet 70% ogółu młodzieży zdobywa wyższe wykształcenie a "skarbnice wiedzy", biblioteki, wspomagane najnowszymi zdobyczami techniki informacyjnej, rozwijają się burzliwie i cieszą najwyższym prestiżem. Jak, na tle krajów rozwiniętych, przedstawia się przygotowanie młodzieży polskiej, w tym sierpeckiej, do wyzwań współczesnego i przyszłego świata a szczególnie rynku pracy Unii Europejskiej? Najkrócej rzecz formułując perspektywy są niepokojące a nawet groźne. Powstają jak grzyby po deszczu "wyższe" uczelnie prywatne ale bez bibliotek, nowoczesnych laboratoriów, dostępu do osiągnięć nauki światowej. Uczymy korzystać z komputerów bez odpowiedniego przełożenia na praktyczne i twórcze wykorzystanie zdobytych umiejętności. A przede wszystkim nie poszerzamy i nie pogłębiamy ogólnych podstaw kulturalnych młodzieży. Bo jak je poszerzać i pogłębiać, gdy w bibliotekach brak odpowiedniej literatury a programy kin (nielicznych jakie się ostały), zespołów artystycznych i mediów wypełnia "chłam"? Ryszard Kapuściński, wybitny pisarz i dziennikarz o autorytecie światowym, doskonale znający problemy współczesnego świata tak o tym mówi: "Przeżywamy (w Polsce - A.S.) dotkliwy kryzys kultury, etyki, zachowań społecznych, a przede wszystkim oświaty (...). śmieszą mnie dyskusje, czy wejdziemy do unii w 2003, czy w 2004 roku. Problem jest innej natury. Społeczeństwa Unii Europejskiej są na bardzo wysokim kulturalnym poziomie. Świadczą o tym wskaźniki czytelnictwa, oglądalności ambitnych programów i udziale ludzi w kulturze. W tym kontekście nie jest ważne, czy wejdziemy do Unii rok wcześniej czy później. W ciągu roku nie zlikwidujemy dystansu dzielącego nas od państw rozwiniętych. Stan naszej kultury i oświaty jest zasadniczą przeszkodą dla naszego udziału w strukturach europejskich. Być może wejdziemy do Unii ale staniemy się obywatelami drugiej kategorii i to nie dlatego, że tak nas będą traktować, tylko z powodu naszej kulturalnej kondycji" ("Zawód: dziennikarz. Z Ryszardem Kapuścińskm rozmawiają Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski". Tygodnik Powszechny z 3 czerwca 2001 r.). Jedną z podstawowych, choć nie jedyną przyczyną słabości naszego szkolnictwa i ogólnego kryzysu kultury, znajdującego odzwierciedlenie w poziomie zainteresowań kulturalnych polskiego społeczeństwa są niedostateczne nakłady na oświatę i kulturę oraz brak dostatecznego nadzoru i opieki nad tymi dziedzinami ze strony władz państwowych. W szczególny sposób dotyczy to bibliotek publicznych zbudowanych na bardzo mocnych i rozsądnych przepisach prawnych, których nikt nie respektuje. W bibliotekach "zachodnich" czytelnik znajdzie nie tylko najnowszy podręcznik czy ciekawą powieść. Znajdzie ogromny wybór interesującego piśmiennictwa poszerzającego wiedzę i rozwijającego zainteresowania. Nie tylko książki w różnych językach ale także przynoszące najnowszą wiedzę czasopisma naukowe, popularno - naukowe i fachowe, duży wybór materiałów multimedialnych. A jeśli i to mu nie wystarcza może korzystać ze zbiorów największych bibliotek za pośrednictwem łatwo dostępnych programów komputerowych i internetu. Co znajduje czytelnik w naszej przeciętnej bibliotece? Niewiele i to w warunkach i formach bliższych wiekowi XIX niż XXI-emu. Półki są wprawdzie zastawione tysiącami podniszczonych tomów ale są to niemal wyłącznie publikacje z lat 60-tych, 70-tych i 80-tych ubiegłego już wieku, w części niebeletrystycznej w większości przestarzałe (dotyczy to w szczególnie ekonomii, prawa, techniki, biologii). Nowości dociera wielokrotnie mniej niż potrzeba. O ile mniej? Michał Jagiełło, dyrektor Biblioteki Narodowej i przewodniczący Krajowej Rady Bibliotecznej, pisze: "...samorządy wydają zawstydzająco mało pieniędzy na zakupy nowości (...) w ostatnich latach jest 5-6 książek na 100 mieszkańców (w roku A.S.), co trzeba zestawić z tzw. polską normą zalecającą 18 nowych książek. Dodajmy, że w państwach nordyckich, Europie Zachodniej i Ameryce Północnej ten wskaźnik oscyluje między 30 a 40 książek". ("Targi kontra targowisko". Polityka z 26 maja 2001 r.). Źle jest w bibliotekach publicznych, ale jeszcze gorzej w bibliotekach szkolnych, które powinny być podstawowymi, ogólnoszkolnymi pracowniami wspomagającymi proces dydaktyczny i wychowanie uczniów. Co oznacza zakup nowości książkowych 6-7-krotnie mniejszy niż dla bibliotek brytyjskich lub duńskich? Po prostu wielu tytułów bardzo potrzebnych nie kupuje się wcale a wiele niezbędnych w kilku egzemplarzach w jednym i to tylko do czytelni - bez możliwości wypożyczenia do domu. Bibliotekarz staje przed dramatycznym wyborem "mniejszego zła", które wcale nie jest tak małe: kupię niezbędną lekturę szkolną czy ciekawą powieść?, słownik czy podręcznik ekonomii?, książkę z dziedziny historii czy krajoznawstwa?, "porwę się" na zakup encyklopedii wiedząc, że oznacza to kwartalną przerwę w zakupie czegokolwiek? W naszych bibliotekach wiejskich brak jakichkolwiek czasopism a w sporych miastach ich wybór jest minimalny. Jak na tym, niewesołym, tle ogólnopolskim i mazowieckim przedstawia się sytuacja w Sierpcu? Niestety bardzo źle. Pod względem zakupionych woluminów nasz powiat w 2000 roku zajął w województwie 27 miejsce (na 38 jednostek) z 4,4 woluminami na 100 mieszkańców - przy przeciętnej wojewódzkiej 6,6 wolumina. Ani miasto Sierpc ani żadna z gmin naszego powiatu nie osiąga zakupu w granicach przeciętnej wojewódzkiej. Najwyższy jest wskaźnik dla Sierpca ("aż" 5,2 wol.) a w gminach waha się od niespełna 5 (4,98 w Gozdowie i Rościszewie) do niespełna 3 (Zawidz 2,7, Szczutowo 2,4).Co oznaczają te liczby? Że dla 4 bibliotek w gminie Zawidz kupiono w roku 286 wol. tj. przeciętnie 67 dla każdej - ale np. dla Kosemina ani jednej a dla Jeżewa 25. W m. Sierpcu przybyło 1616 woluminów ale z zakupu (za fundusze budżetowe) tylko 1028 - reszta to dary czytelników, oczywiście cenne , ale uzupełniające głównie zbiory literatury relaksowej (harlequiny, kryminały, science-fiction). Tysiąc książek wydaje się liczbą sporą ale jeśli przyrówna się ją do liczby mieszkańców (20.000), czytelników (4661), placówek bibliotecznych (4) i zróżnicowań wg wieku i zainteresowań czytelników oraz różnych działów wiedzy to przekonamy się, że to o wiele za mało. O ile? - Biorąc pod uwagę minimalną "polską normę" - co najmniej 3-krotnie a przy normach brytyjskich - 7-krotnie. A przecież potrzeby jakościowe i ilościowe rosną - choćby w związku z powołaniem w Sierpcu Wydziału Zamiejscowego Inżynierii i Kształtowania Środowiska Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Sierpeckie władze wszystkich szczebli - od wójtów gmin, poprzez burmistrza Sierpca do starosty - deklarują zrozumienie wagi czytelnictwa a małe nakłady na zakup książek tłumaczą brakiem środków. Sytuacja taka przypomina nam sarkastyczną mądrość bajkopisarza: "wśród serdecznych przyjaciół psy zające zjadły". Wiemy oczywiście wszyscy, że fundusze, którymi samorządy sierpeckie dysponują są niewystarczające. Ale czy gminy w powiatach białobrzeskim, mławskim lub ostrowskim kupujące znacznie więcej, są od nich bogatsze? Jeśli władze gminne w Szczutowie lub Zawidzu przeznaczają na zakup książek w roku mniej niż na połowę miesięcznego uposażenia wójta a 3-krotnie mniej niż na jedną okolicznościową imprezę a władze Sierpca 2-krotnie mniej niż na jedną "głośną" imprezę ("Kasztelania") - to trudno mówić o nieprzekraczalnych trudnościach obiektywnych czy też właściwym rozumieniu roli oświaty i kultury. Nasze starostwo nie wykonało dotychczas swego obligatoryjnego (obowiązkowego) zadania - organizacji Powiatowej Biblioteki Publicznej, która powinna funkcjonować już ponad dwa lata - od 1-go stycznia 1999 roku (pisaliśmy o tym w artykule pt. "Ustawa sejmowa, punkt honoru Pana Starosty i mało ważne sprawy zwykłego człowieka" - "Sierpeckie Rozmaitości" nr 2/2000). Głównym zadaniem tej biblioteki ma być pomoc bibliotekarzom w gminach oraz reprezentowanie interesów czytelników oraz bibliotek wobec władz gminnych i powiatowych. Potrzebę funkcjonowania takiej biblioteki najlepiej ukazuje katastrofalny stan bibliotekarstwa w gminach. Sierpczanie będą więc wkraczać do Unii nie tylko po marnych drogach, ale także jako półanalfabeci - "robole", chłopcy do strzyżenia trawników i dziewczyny do pilnowania dzieci, a nie wysoko kwalifikowani, kulturalni fachowcy. A odpowiedzialni za to będą nie tylko polscy politycy "z pierwszych stron gazet" ale także sierpeccy starostowie, burmistrzowie, wójtowie i całe plutony radnych. Atanazy Sierpecki |
||
Poprzedni artykuł Spis treści Następny artykuł |