3/2001
Szlachcic na zagrodzie
O szlachcie mazowieckiej.

Fenomenem wyróżniającym Mazowsze w Polsce przedrozbiorowej była drobna szlachta t.zw. zagrodowa. Szlachty, posiadającej niewielkie posiadłości, czasem wręcz skrawki ziemi i utrzymującej się w związku z tym z pracy własnych rąk, mieszkało na Mazowszu 10-krotnie więcej w stosunku do liczby ludności niż w Wielkopolsce i ponad 15-krotnie więcej niż w Małopolsce. W związku z tym także ogólny odsetek mieszkańców zaliczających się do uprzywilejowanego stanu szlacheckiego był na Mazowszu znacznie większy - wynosił 20%, podczas gdy w innych dzielnicach zamykał się w granicach 5-6%.

Sejmik w kościele. Sepia J.P. Norblina (XVIII w.)

Szczególne nasycenie szlachtą zagrodową występowało w powiatach północnych i wschodnich Mazowsza. W niektórych z nich szlachta była liczniejsza niż kmiecie. Pozwalają tak sądzić przekazy dotyczące własności chłopskiej i szlacheckiej. Np. w powiecie mławskim w końcu XVI w. kmiecie gospodarowali na 257 łanach, a szlachta zagrodowa na 1631. W powiecie zambrowskim różnica między stanem posiadania jest tylko nieco większa - kmiecie gospodarowali na 112 łanach, a szlachta na 1193. Tereny te to dawne pogranicze Mazowsza z Prusami (później Zakonem Krzyżackim), Jaćwieżą, Litwą i Rusią. W związku z tym przeważa hipoteza, że szlachta zagrodowa, a przynajmniej znaczna jej część, wywodzi się z pierwotnych książęcych osadników wojskowych, którym sprzedawano grunta w zamian za obowiązek służby wojskowej. Podobne formacje społeczne to kozacy na pograniczach Polski i państwa moskiewskiego lub osadnictwo serbskie na pograniczu Austro -Węgier i Turcji (Kraina). Ponieważ w Polsce nie obowiązywały zakazy dzielenia szlacheckich dóbr, jak np. w Anglii lub Francji, dawne spore włości z pokolenia na pokolenie dzielono na coraz mniejsze działy. Szlachta zagrodowa gospodarowała więc na niewielkich kawałkach ziemi. Były to na dodatek ubogie na ogół ziemie mazowieckie, wobec czego, w większości przypadków jej status materialny i kulturalny nie odbiegał od chłopskiego. Ale szlachcic odznaczał się tym, że choć analfabeta, mimo, że chodził boso, ale "przy szabli". Teoretycznie każdy szlachcic miał pełnię praw szlacheckich, mógł oczywiście wybierać króla ("Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie"). Wpływowi na elekcje królewskie sprzyjał fakt, iż odbywały się na terenie Mazowsza (Wola pod Warszawą).

Mazowsze przez ponad dwa wieki (XV-XVI), uniknęło działań wojennych. Stało się więc najgęściej zaludnioną dzielnicą Polski, z której wyruszali młodzi ludzie za chlebem i karierą i osiedlali się na spustoszonych wojnami i najazdami tatarskimi terenach wschodnich. Np. Dobrzyńscy z mazurskiego zaścianka na Litwie odgrywają ważną rolę w akcji "Pana Tadeusza". Większość tych osadników, z czasem roztopiła się w żywiołach białoruskim lub ukraińskim. Szlacheccy wychodźcy z Mazowsza dominowali też wśród służby na dworach magnackich. Ale nie wszyscy - czasem potomkowie biedoty mazowieckiej na Ukrainie i Litwie sami dorobili się statusu magnatów. "Jak na Litwie wznieśli się Brzostowscy i Przeździeccy z ziemi łomżyńskiej, tak w województwach ruskich Rzewuscy z Podlasia i Jabłonowscy z ciechanowskiego" - twierdzi Władysław Smoleński, historyk, żyjący na przełomie XIX i XX w. przez kilka lat, od 1919 r. profesor Uniwersytetu Warszawskiego. W wydanej w 1908 r. książce jego autorstwa "Szkice z dziejów szlachty mazowieckiej", znajdujemy bardzo interesujący obraz tej grupy społecznej. Jej stan majątkowy i pozycja w kraju, a zwłaszcza codzienne bytowanie i przejawy krewkich nie zawsze hamowanych zdrowym rozsądkiem, temperamentów szarej braci szlacheckiej, pod piórem profesora nabierają prawdziwych barw. Warto więc zaczerpnąć choć trochę szczegółów z tego bogatego źródła informacji. Zacznijmy od opisu, w jakich warunkach mieszkała szlachta zagrodowa:

"Dom szlachecki poszyty snopkami miał dwie izby po rogach, a w środku sień. Na podwórze ogrodzone płotem chróścianym lub żerdzianym prowadziły wysokie wrota. W bliskości domu zamożniejszego stała chata zwyczajnie o czterech izbach (czworaki), którą dzierżawił Żyd na karczmę, zajmowali ją za odrobek komornicy, lub chłopi poddani. Ludność domu składała się z rodziny szlacheckiej z dziewek służebnych i parobków".

Drobna szlachta ograniczała się do korzystania z pracy członków rodziny. Jeśli więc posiadała służbę, chętnie się jej pozbywała, ściślej mówiąc sprzedawała, traktując ją, zgodnie z ówczesnymi prawami, jako swoją własność. "Adam Paprocki z Łebek, sąsiadujący z Grabienicami Małemi poddanych: Jakuba Zakroczymskiego z żoną Katarzyną i potomstwem w r. 1789 sprzedał Michałowi Turowskiemu, pisarzowi zawkrzeńskiemu". Zamożność ówczesnej szlachty charakteryzuje majątek, jaki pozostawiali swoim spadkobiercom. I tak np. po Wojciechu Chyczewskim z Kiełbowa, w powiecie raciąskim wg sporządzonego w 1796 r. przez owdowiałą małżonkę Magdalenę z Machczyńskich spisu pozostało: "Pięć wołów (dwa posagowe żony), sześć krów trzy jałówki, trzy konie, świnie itp. Dwie płużyce, wóz, dwie kłody do kapusty, dwie siekiery, rydel i świder. Z sukien: kontusz mundurowy chodzony, drugi kontusz poszarzany z sukna francuskiego, czapka z siwym baranem, pas ze szlakami srebrnymi dobrze poszarzany, cały jeszcze".

Podział majątku między potomków następował w taki sposób, by każdy spadkobierca otrzymał część gruntów jak i budynków oraz domu mieszkalnego. Wszystko to bardzo szczegółowo opisywano, by nie powstały jakiekolwiek wątpliwości. W dokumencie sporządzonym w 1617 r. dotyczącym dziedziczenia majątku przez braci Pączkowskich np. czytamy: "Naprzód starem siedliskiem tak się rozdzielili. Wziął pan Jakub połowicę siedliska od miedze szlachetnego Stanisława Czarnockiego z połowicą ogroda i gródzi i sadzawką, tak jako się siedlisko ucina; ku temu bierze budowanie stare, tj. izbę, stajnie obiedwie, spichlerz, drzewo, dyle, słupy dawnego ciosania...". Sumiennie dzielono się też poddanymi. W 1615 r. w akcie wniesionym do ksiąg ziemskich "Divisio subditorum Gąski" napisano m.in. " Pan Gąsecki wziął wdowę Andrzejową Dorotę, rzeczoną Galanki i syna jej młodszego, Mikołaja; do tego tenże pan Tomasz Gąsecki wziął dziewkę nieboszczyka Jakuba Krystka, Barbarę, rzeczoną Krystkówną. A pan Jadam Gąsecki wziął rzeczonego Jakubowego syna Krystka, na ziemię Szczepana i z działkami jego...".

Jedną z cech głęboko zakorzenionych w sercach i umysłach szlachty mazowieckiej była wierność wierze katolickiej. Towarzyszyła jej wrogość wobec wszelkiego rodzaju innowiercom. Za namową biskupa płockiego Rafała Leszczyńskiego, w 1525 r. na zjeździe duchownych i panów świeckich w Warszawie wydano dekret zabraniający "W całem księstwie mazowieckim osobliwie w stolicy przebywać kacerzom, pod karą śmierci i konfiskatą majątku przechowywać i rozpowszechniać książki luterskie".

Ogromną wagę przywiązywano też do zachowywania postu i ofiar na kościół: "Skrupulatność Mazurów... była tak wielka, że gdyby podróżny jadł w ich obecności w post jaja lub nabiał naraziłby się na niebezpieczeństwo utraty życia. Urosło wśród nich mniemanie, że lepiej jest zabić człowieka, niż w piątek jeść mięso. Dla zbawienia duszy niemało poświęcili funduszu na kościół, msze, wypominki itp..." "Ubożuchny Balcer Łebkowski z Łebek testamentem z r. 1758 na pochowanie przy kościele niedzborskim i ratunek duszy dysponował 50 tynfów, oprócz tego dla dziadów, iżby się za niego modlili, zapisał po wiertlu pszenicy i żyta trochę grochu i słodu na piwo." Ale to nie wszystko: " Do aktów, niezbędnych dla zbawienia duszy zaliczali okazałość pogrzebów. Na stypie częstowali piwem, gorzałką i jadłem z korzeniami. Wydatek na pochowanie Wojciecha Chyczewskiego z Kiełbowa, po którym pozostały dwa kontusze, czapka z baranem i pas ze srebrnymi szlakami wynosił 70 złotych". Tę skłonność do ponoszenia dużych wydatków, właściwie przekraczających możliwości szlachty, związanych z "wyprawianiem" członka rodziny na drugi świat Władysław Smoleński kwituje słowami: "Zbawienie mazura wymagało nielada kosztów, albowiem dusza jego pomimo prawowierności katolickiej nie była anielską". A jaka była można się dowiedzieć z zawartych w "Szkicach...". opisów charakteryzujących zachowania przedstawicieli braci szlacheckiej w różnych okolicznościach: "Szlachcic mazurski nie rozstawał się poza domem z kijem sękatym, obuchem lub rusznicą. Z najbłachszej przyczyny wszczynał bójkę. Wrażliwy na lada uchybienia, na obelgi lub potwarz bronił swej czci, kalecząc prześladowcę lub zabijając. Przyrodzoną popędliwość potęgowało w nim piwo, które pochłaniał w wielkiej obfitości. W karczmie z kmieciami, podchmielony, wadził się i bił. Awanturował się na targu z mieszczanami i Żydami. Rąbał współziemian w sądzie i na sejmiku. Zapalczywości swej dawał folgę nawet w kościele".

Znamienne iż uważająca się przecież za prawowiernych katolików szlachta mazowiecka swymi awanturami znieważała także miejsca święte. I tak np. zdarzyło się, iż zebrani w kościele przedstawiciele dwóch wsi w celu pogodzenia, zamiast wyciągnąć rękę do zgody na hasło jednego z uczestników zaczęli się bić "Błysnęły miecze i siekierki. Zarówno w kościele jak i na cmentarzu popłynęła obficie krew". A w relacji z Ciechanowa z 1760 r. czytamy m.in., "Jeden ze szlachty, wszedłszy na ambonę, przy której w ławkach stał pan instygator, naprzód czapkę mu z głowy zerwał, a potem (jak dodają) ruble z niej wytrząsając o rozsiekanie jego wołał do drugich. Jakoż stałoby się to było nieomylnie, gdyby się pan instygator szczęściem osobliwszem był nie wydarł z kościoła i przed tłumem pędzącej za sobą z szablami gołemi szlachty nie uszedł był do księży augustyanów".

Ze szlachtą mazowiecką, jak już wspomniałam, musieli się liczyć kandydaci do tronu królewskiego i godności poselskiej, gdyż jej liczebność stanowiła siłę. Lecz była to najczęściej siła ślepa, głosująca zgodnie z tym, co jej polecili możniejsi opiekunowie, lekceważona a nawet pogardzana przez nich: "Drobna szlachta nie mieszała się na sejmikach z panami; miała swoje osobne stoły po gospodach, gdzie ją karmiono i pojono. Od obżarstwa hamowano szlachtę, iżby mogła utrzymać się przy zmysłach do roboty sejmikowej, na którą prowadzono ją do kościoła lub na cmentarz, nauczoną uprzednio, co ma popierać, a czemu przeszkadzać".

Jednakże uczestnictwo szlachty mazowieckiej w życiu politycznym było dość ograniczone, co w "Szkicach z dziejów szlachty mazowieckiej" zostało skwitowane słowami: "W ogóle jednak na Mazowszu, niemającem magnackich naganiaczy sejmikowych obrady obywatelskie odbywały się zwykle bez drobnej szlachty, niechętnie wychylającej się ze swych dworków".

Za czasów Komisji Edukacji Narodowej zadbano, by pomóc ubogiej młodzieży szlacheckiej w zdobyciu wykształcenia. Zalecano zakładanie przy szkołach publicznych konwiktów "w których by młodzież uboga szlachecka żywnością i odzieniem opatrzona kształciła się bezpłatnie". Ale to nie rozwiązywało w pełni problemu. Bywało więc i tak: "uczniowie łomżyńscy co sobota rozbiegali się po wsiach okolicznych z sakwami dla wyżebrania żywności tygodniowej w mące, krupach, warzywie i okrasie". Z młodzieży tej, po ukończeniu przez nią szkół wywodziło się "mnóstwo palestrantów, ekonomów i pisarzy prowentowych, lecz najwięcej księży".

Z powodu swych licznych przywar i wysokiego o sobie mniemania, szlachta mazowiecka stała się przedmiotem licznych żartów zawierających w sobie dużą dozę złośliwości np.: Fortun sześć, ale nie ma co jeść", "Gdy pies usiądzie na jednym dziedzictwie, ogon musi położyć na drugiem". Wykpiwano też posagi mazurek:

"Ożeniłem się na Mazowszu
Wzionem w posagu trzy ćwierci owsu,
Trzy ćwierci owsu, dwie beczki sieczki,
Trzeba się cieszyć z takiej dzieweczki.
Ani poduszki, ani pierzyny,
Bodaj poszukać takiej dziewczyny".

Mimo licznych jej wad, w czasie wojny ceniono szlachtę mazowiecką z powodu "odwagi i bitności". Oczywiście przedstawione wyżej uwagi na temat szlachty mazowieckiej, zaczerpnięte z książki Władysława Smoleńskiego odnoszą się tylko do szlachty zagrodowej. Oprócz niej znajdowały się na Mazowszu dwory i dworki szlacheckie o pięknej architekturze, otoczone parkami promieniujące kulturą, ale te należały do właścicieli większych majątków ziemskich, których nie było zbyt wiele i stanowią całkiem odrębny temat.

W cytowanych z książki Smoleńskiego tekstach zachowano pisownię oryginału.

Halina Giżyńska -Burakowska