4/2001 |
||||||||||
Aktualne wydanie Archiwum Redakcja Komentarze Strona główna |
Poprzedni artykuł
Spis treści
Następny artykuł
|
|||||||||
WSI SPOKOJNA, WSI WESOŁA...?
Aby opowiedzieć o podsierpeckiej wsi zdecydowałem się na rozmowy z przedstawicielem zespołu doradców rolnych w naszym powiecie oraz na rozmowy z przedstawicielami istniejących na terenie powiatu rolniczych związków zawodowych. Z wypowiedzi wyłania się obraz napięć na wsi, która od jedenastu lat jest w "stanie przejściowym". Najbardziej optymistycznie nastawiony jest Zdzisław Głuchowski - kierownik sierpeckiego oddziału ODRu. Z wypowiedzi związkowców przebija pesymizm co do przyszłości wsi, a trzeba powiedzieć, że wszyscy moi rozmówcy są rolnikami, którzy radzą sobie w nowych warunkach ekonomicznych. Moi rozmówcy nie kryją oczekiwań na zwrot w polityce państwa wobec rolnictwa. Jednocześnie przekazują sygnał, że podsierpecka wieś jest rozbita i niezdolna do zorganizowania się. Obraz, który wyłania się z poniższych wypowiedzi jest sugestywny i stanowi świadectwo nastrojów panujących na wsi w naszym powiecie w lipcu 2001 roku.
Wraz z szybko zachodzącymi zmianami w polskiej gospodarce i w polskim rolnictwie oraz wobec perspektywy włączenia Polski do struktur Unii Europejskiej musimy stale modyfikować zakres działań oraz metody pracy doradczej. Główne zadania, jakie obecnie sobie jako WODR stawiamy, to:
Po przekształceniu Wojewódzkich Ośrodków Postępu Rolniczego w Ośrodki Doradztwa Rolniczego nasze zadania uległy zmianie. Dużo jeździmy z rolnikami oraz przedsiębiorcami na Zachód, aby podpatrywać najlepsze rozwiązania. W ślad za wyjazdami poszły konkretne działania. Przykładowo, kto był chętny na kredyt z linii młodego rolnika na rozbudowę i modernizację chlewni, ten skorzystał. Powstały nowoczesne chlewnie, jak np. chlewnia na ponad sto macior w Dzikim Borze u pana Jerzego Żbikowskiego. Jest to ciekawa chlewnia, w której zainstalowano komputerowy system żywienia i zarządzania stadem. Lochy są oznakowane transponderami (znaczkami) w uchu. Dane dotyczące stada są wprowadzane do komputera. Każda samica otrzymuje indywidualną dawkę paszy. Po wejściu do klatki z korytem i odczytaniu przez komputer jej numeru jest indywidualnie karmiona. Pasza niewielkimi porcjami osypuje się do koryta. Dzienna dawka paszy może być dzielona na kilka odpasów aż do wyczerpania ilości. Największą chlewnię na naszym terenie na 120 macior ma pan Jan Spychała ze wsi Topiąca w Gminie Rościszewo, ale już ją rozbudowuje na 240 sztuk. Jest to producent nastawiony wyłącznie na warchlaki. Do grupy wyróżniających się trzodziarzy należy też Wojciech Mieszkowski z Bendorzyna, który ma chlewnię na 50 macior urządzoną w sposób nowoczesny i wyróżnioną przez komisję wojewódzką w konkursie "Agroliga 2001". Nasi rolnicy szybko zrozumieli, że w nowych czasach trzeba modernizować i powiększać obory. Na czele tej grupy rolników stoi Wojciech Wilamowski z Mańkowa w Gminie Zawidz, który posiada 30 krów i był w 2000 roku rekordzistą w sprzedaży mleka do mleczarni. Następny to Kazimierz Słabkowski z Dzikiego Boru, Bogusław Wróblewski z Jaworowa Kolonii, Andrzej Jaworowski z Górtat i wielu innych. Kiedy mówimy o produkcji mleka, to należy poinformować, że mamy już pierwsze formalne grupy producenckie. Grupę taką - "Rol-Mlex" - stworzyło 22 rolników z Gminy Zawidz. Liderem grupy jest Paweł Sulkowski z Kęsic, jeden z dwoch rolników posiadających oborę wielostanowiskową z dojarnią. Formalną grupą producencką jest Sierpeckie Zrzeszenie Producentów Drobiu z liderem Pawłem Michalczykiem. Z tym silnym, 24osobowym Zrzeszeniem nasz Ośrodek ściśle współpracuje. Istnieje też grupa trzodziarzy utworzona przez 13 rolnikow z Gminy Mochowo i Gminy Brudzeń. Nazywa się "BRUMOCH". Grupę obsługuje ten sam lekarz weterynarii, ten sam dostawca pasz , z jednego źródła pochodzi materiał hodowlany. Wspólny jest też odbiór tuczników. Tworzą się też na okres roku podczas realizowania przez nasz Ośrodek programów doradczych tzw. grupy technologiczne, np. dla produkcji określonego gatunku zboża. Pomagamy rolnikom w zakupie ziarna. Sprowadzamy je z Instytutu Hodowli Roślin w Strzelcach. Popieramy też dwa gospodarstwa, które produkują nasiona: w Gozdowie pan Janusz Malanowski i Krzysztof Cieszewski w Studzieńcu. Staramy się, aby rolnicy używali kwalifikowanego materiału siewnego. Nasz Ośrodek reprezentuje w terenie Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i z mojego punktu widzenia mogę powiedzieć, że to właściwie Agencja kieruje polityką rolną. Dzieje się tak dlatego, że Agencja dysponuje środkami na dopłaty do oprocentowania kredytów rolniczych. Dla młodych rolników (lub ich żon), którzy nie ukończyli 40 lat oprocentowanie kredytu wynosi obecnie 4,5%. Kredyty branżowe typu mleko, na produkcję i przetwórstwo ziemniaków, na zakup maszyn do wspólnego użytkowania, na przetwórstwo mięsa od 5,22 do 5,63%. Kredyty podstawowe - 11,25% dla tych wszystkich, którzy są rolnikami i nie spełniają wymogów szczegółowych. Limity kredytowe są bardzo wysokie i dlatego nasi rolnicy mogą być spokojni: z pewnością starczy dla nich pieniędzy. Rolnicy są bardzo ostrożni, zaciągają jedynie kredyty do niezbędnej wysokości. Z każdej transzy kredytu muszą się rozliczyć na podstawie faktur. Rolnik jest zobowiązany do spłaty rat kredytu według ściśle ustalonego harmonogramu. Poślizgi są wykluczone. Jeżeli rolnik nie wpłaci raty w terminie, jego kredyt zostaje przekształcony w kredyt komercyjny. Nasi rolnicy tak jak w całym kraju mają problemy ze zbytem. Niesprzedane płody to mniejsza gotówka w dyspozycji rolnika. W konsekwencji rolnik wypada z rynku jako inwestor i konsument. Potrzeby w gospodarstwach są ogromne, ale wobec braku pieniędzy w kieszeni rolników, potrzeby modernizacji gospodarstw są odkładane. Produkcja w takim gospodarstwie staje się droga i jeszcze trudniej zbywalna. W ten sposób powoli zamyka się błędne koło. Tylko nieliczne, rozwijające przez pokolenia gospodarstwa rolne są w stanie się przebić i inwestować. Z pracy na ziemi powstaje dobro podstawowe: żywność. Pieniądze ze sprzedaży płodów rolnych rolnik przeznaczyłby na inwestycje, jego pieniądze pobudzałyby handel i stwarzały nowe miejsca pracy. Dla tego prostego faktu nie ma zrozumienia w świecie polityki. Stan rolnictwa w naszym powiecie zależy nie tylko od polityki państwa, ale także od miejscowych zakładów odbierających i przetwarzających produkty rolne: mleczarni, zakładów "Olewnik", browaru, "Cargilla". Mleczarnia jest jedną z najnowocześniejszych w kraju i zatrudnia ponad 260 pracowników. Największe zmiany nastąpiły w latach dziewięćdziesiątych, kiedy zdolność przerobowa zakładu wzrosła z 30 tys. litrów do 200 tys. litrów mleka dziennie. Jest to zakład nowoczesny specjalizujący się w produkcji serów dojrzewających. Spółdzielnia dba o jakość swoich wyrobów i w związku z tym zainteresowana jest skupem mleka najwyższej jakości. Dlatego wspomaga proces modernizacji gospodarstw rolnych specjalizujących się w hodowli mleka. Pomimo podniesienia wymagań jakościowych mleka w roku 2000 nastąpił wzrost skupu w stosunku do 1999 r. o 6,25%, w tym udział klasy ekstra z 34% do 71%. Mleczarnia otrzymała wiele wyróżnień i odznaczeń. Najważniejszym jest certyfikat ISO 9002. Inne ważne to: Polski Producent Żywności, certyfikat DOBRE, BO POLSKIE, tytuł AMBASADOR GOSPODARCZY MIASTA SIERPCA. Spółdzielnia odniosła także sukces w tegorocznym konkursie "Agroliga 2001". Zakład Przetwórstwa Mięsa "Olewnik" s.c., laureat konkursu "Agroliga 2000", jest czołowym producentem mięsa i wędlin. Zakład jest ciągle rozbudowywany i modernizowany. Produkcja zakładu bazuje na żywcu skupowanym od rolników. Największy zakład w powiecie związany z rolnictwem to "Kasztelan Browar" S.A. Jest jednym z liczących się w Europie producentów słodu. Zakład jest laureatem wielu nagród i wyróżnień branżowych za jakość kilku asortymentów piwa. Nowoczesnym zakładem o międzynarodowej renomie łączącym tradycję, doświadczenie i postęp jest wytwórnia pasz "Cargill Sierpc". Firma ta, jako druga w Europie, otrzymała za bezwypadkową pracę tytuł "World Class Facility". Pełna gwarancja jakości, profesjonalne programy żywieniowe powodują dynamiczny rozwój tej amerykańskiej firmy. "Cargill" jest jednym z przykładów obecności w naszym powiecie obcego kapitału. Dawniej nasze doradztwo szło w tym kierunku, aby rolnik maksymalizował plon. Podobnie było na Zachodzie. Do skrajności szkodliwej dla człowieka doprowadzono przez karmienie bydła resztkami mięsnymi. W efekcie została wywołana choroba szalonych krów. W chwili obecnej nasze doradztwo idzie w kierunku optymalizacji plonów. Mówimy, aby nie windować kosztów, skoro zbyt jest niepewny. Staramy się doradzać zgodnie z Polskim Kodeksem Dobrej Praktyki Rolniczej obejmującym całe środowisko naturalne. Kodeks opracowany został przez Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach w uzgodnieniu z Ministerstwem Rolnictwa przy uwzględnieniu zaleceń Komitetu Integracji Europejskiej. Gospodarstwo to środowisko pracy rolnika i nie może być ono dla niego szkodliwe. Dążymy do Unii, ale wiadomo, że kiedy do niej wejdziemy, to nie będzie dzisiejsza Unia. W Unii muszą nastąpić zmiany, jeżeli idzie o dotowanie produkcji rolnej, ponieważ Polska jest dużym krajem o specyficznym układzie geograficznym i dużym obszarze ziemi rolniczej. Nasz Ośrodek prowadzi programy doradcze i w ramach tych programów - demonstracje. Przykładowo: program "Doskonalenie technologii produkcji rolniczej w zakresie chowu i hodowli bydła mlecznego z uwzględnieniem polskiego Kodeksu dobrej praktyki rolniczej w celu dostosowania do wymogów Unii Europejskiej" podzieliliśmy na 3 demonstracje: 1. Właściwe sporządzanie pasz, 2. Poprawa warunków i jakości mleka zakończone atestem weterynaryjnym, 3. Badanie mleka na zawartość mocznika w mleku czyli sprawdzenie jakości pasz "od strony mleka". Podobne są programy z zakresu hodowli trzody chlewnej i produkcji zbóż. Naszym rolnikom brakuje nowoczesnego sprzętu do zbioru kukurydzy, ale to się zmieni. Płocki "Rolserwis" oferuje nie tylko nowe maszyny, ale także używane. W minionym dziesięcioleciu rozwinął się specyficzny rodzaj doradztwa rolniczego uprawiany przez wielkie firmy współpracujące z rolnikami, jak np. "Cargill", Central-Soya", mleczarnia, firma "Olewnik" i inne. Między naszym Ośrodkiem a pracownikami tych firm w terenie nie ma konkurencji, wprost przeciwnie, bardzo sobie nawzajem pomagamy. Firmy te są sponsorami naszych wystaw i szkoleń rolniczych. Ostatnio doradca "Cargilla" do spraw hodowli bydła prowadził u nas szkolenie, demonstrując profesjonalny zachodni sprzęt do korekcji racic. Szkolenia prowadzone przez nasz Ośrodek to główna forma pracy na rzecz rolnictwa. Szkolenia odbywają się w zimie. W lecie natomiast - wyjazdy seminaryjne, które są zorientowane na konkretny problem. Trzodziarze oglądają chlewnie, a bydlarze obory. Tych wyjazdów organizujemy bardzo dużo, co znalazło uznanie w oczach naszych zwierzchników w Warszawie. W tym roku jubileuszowa 10 Giełda Rolna odbyła się w Gostyninie. W Giełdzie uczestniczyło 110 wystawców. Następna 11 Giełda jest planowana w Sierpcu, konkretnie na terenie skansenu. Chcemy wystawić sprzęt rolniczy w jego historycznym rozwoju: od sochy do nowoczesnego pługa, od cepów do kombajnu. Czego nie należy oczekiwać od rolnictwa w naszym powiecie? Przede wszystkim rozpoczynania takiej produkcji, w której inni są już o niebo lepsi, jak np. w uprawie maliny czy jabłek. Powiat sierpecki w żaden sposób nie dorówna sadownikom spod Warszawy. Trzeba pozostać przy tym, co nasi rolnicy umieją robić dobrze, np. w intensywnej uprawie zbóż czy produkcji mięsa. Na naszym terenie rolnicy posiadają dużo obornika, który jest dobry pod buraki cukrowe. Ponieważ w Glinojecku jest cukrownia prywatna, nasi rolnicy mają pewny zbyt na buraki. Przoduje w tej produkcji buraka Waldemar Śniechocki z Wilczogóry, który prowadzi 12hektarową wzorcową plantację. Nasz powiat ma wyniki w uprawie ziemniaka, ale na miejscu nie ma przechowalni i przetwarzania. Pan Dariusz Sochocki prowadzi w Borkowie skup ziemniaka przemysłowego na skrobię, a sam rok rocznie uprawia ziemniaki na ponad 10 ha. Jakość tego skupowanego ziemniaka według opinii pana Sochockiego nie jest najwyższa. Jeszcze nie tak dawno jako Ośrodek sprowadzaliśmy dobre ziemniaki dla rolników. Jesienią rolnicy nie są chętni do zakupu sadzeniaków. Wolą kupować wiosną, ale wtedy występują przymrozki i ziemniaki muszą być zabezpieczone. Z tym mieliśmy kłopoty, więc obecnie kierujemy rolników do instytutów ziemniaczanych. Zrozumiałe jest, że rolnicy nie jeżdżą do tych instytutów i pozostają przy tym materiale, który jest pod ręką. Nasze doradztwo w coraz większym stopniu jest doradztwem ekonomicznym, marketingowym i doradztwem dla przyszłych przetwórców. Pracownicy Ośrodka wykonują plany przedsięwzięć dla rolników. W trudniejszych przypadkach korzystamy z pomocy naszych kolegów z Płocka. Wykonanie takiego planu jest warunkiem otrzymania kredytu. Właściwie sporządzony plan nie gwarantuje przyznania rolnikowi kredytu, ponieważ bank zwraca uwagę na zabezpieczenia, a jeśli są niewystarczające, to bank odmawia. Z doświadczenia wiem, że są to sytuacje naprawdę wyjątkowe. Prowadzimy także rachunkowość we wszystkich gospodarstwach, który wzięły kredyt z linii młodego rolnika przez okres spłaty tego kredytu na wzór obowiązujący w Unii. Rolnicy wraz z rodzinami i ich otoczenie to ponad 30% społeczeństwa polskiego czyli około 12 mln ludzi. Z tej liczby tylko niewielka grupa uczestniczy aktywnie w rynku. Rolnicy ratują się wszelkimi sposobami. Na naszym terenie wykształciły się dwa sposoby radzenia sobie: praca w Płocku lub praca w brygadach budowlanych w Warszawie. Na naszym terenie prowadzimy program mający pomóc rolnikom. Jest to agroturystyka. Na terenie powiatu mamy już siedem gospodarstw przyjmujących wczasowiczów, a cztery gospodarstwa są w trakcie przygotowań. Warto wiedzieć, że gospodarstwa agroturystyczne są w Bledzewie, Dzikim Borze, Kowalewie Podbornym, Ostrowach, Obrębie, Kowalewie Skorupki i w Zbójnie. Właściciele tych gospodarstw tworzą nieformalną grupę i często się spotykają. Konkurują i pomagają sobie w promocji. W naszym powiecie jest formalnie 6877 gospodarstw, ale my wiemy, że to nieprawda. Niektóre gospodarstwa są w całości dzierżawione przez sąsiadów. Niektóre w ogóle nie prowadzą działalności. Nie dziwię się, że na szczeblu centralnym trudno określić liczbę gospodarstw w kraju i powiedzieć, ile z nich ma zostać i stanąć do konkurencji z gospodarstwami unijnymi
Polskie rolnictwo jest w stadium głębokiej zapaści. W wyniku liberalnej polityki państwa zostało ekonomicznie osłabione i wobec wyzwań przyszłości staje bezradne. Gospodarka narodowa nie jest przygotowana do dokonania znacznego transferu środków na rzecz sektora rolnego, a z kolei on sam nie jest w stanie rozwijać się o własnych siłach. Pogłębiło się ekonomiczne zróżnicowanie społeczeństwa wiejskiego. Drastycznie spadają dochody rolników, a większość gospodarstw utraciła zdolność samofinansowania swojego rozwoju. Około 9% zasobów ziemi rolniczej leży odłogiem i wskaźnik ten rośnie. Kurczy się aktywność inwestycyjna rolników. Rośnie bezrobocie na wsi, a bezrobotni na wsi mają mniejsze szanse z powodu ograniczenia środków finansowych do zainwestowania w nowe miejsca pracy oraz z powodu niskiego wykształcenia. Należałoby dać zachętę ekonomiczno-finansową nowym firmom lub filiom już istniejących firm, aby tworzyły na wsi nowe miejsca pracy. Należałoby zwiększyć liczbę lekarzy w środowisku wiejskim, co jest ważne z powodu występujących na wsi schorzeń i chorób zawodowych. Byłbym zwolennikiem likwidacji kas chorych, a środki na ochronę zdrowia należałoby przekazać samorządom lokalnym, które mogą finansować służbę zdrowia na wsi bez zbędnej i kosztownej biurokracji. Wsparcia z budżetu wymaga przywrócenie instytucji pielęgniarek środowiskowych, dożywiania w szkołach oraz dotacji do internatów. Istotną przeszkodą w rozwoju wsi i rolnictwa jest niski poziom wykształcenia, ponieważ znacznie wzrosła bariera finansowa w dostępie do szkolnictwa wyższego. Szczególną moją troskę budzi stan powiatowych dróg publicznych, ponieważ rolnicy muszą mieć po czym jeździć. Jestem za wprowadzeniem do rolnictwa jasnych zasad ekonomii, aby każdy rolnik wiedział, co i ile ma produkować, kto od niego kupi i kiedy zapłaci. Brak dostatecznych pieniędzy dla Gminnych Ośrodków Pomocy Społecznej szczególnie niepokoi, tym bardzie że Powiatowy Urząd Pracy nie ma finansów na pokrycie kosztów robót publicznych i nawet na własne utrzymanie. Taka sytuacja panuje w całym kraju, ale dla mnie sytuacja taka jest nie do przyjęcia. Regionalny Związek w Płocku Kółek i Organizacji Rolniczych, którego jestem przewodniczącym, obejmuje trzy powiaty: gostyniński, płocki i sierpecki. Skupiamy na tym obszarze 34 spółdzielnie usług rolniczych, w tym dwie: Radzanowo i Bulkowo są w stanie likwidacji. Działające na tym terenie kółka rolnicze przekazały swój majątek do spółdzielni i w Związku są obecne za pośrednictwem spółdzielni. Indywidualni rolnicy - udziałowcy kółek i spółdzielni są także pośrednio obecni w Związku. W następstwie wprowadzenia w życie Krajowego Rejestru Sądowniczego wszystkie kółka rolnicze trzeba przerejestrować, a to stwarza szereg problemów. Zrozumiale jest, że spółdzielnie usług rolniczych mają wszystkie sprawy formalnoprawne uregulowane i na nich przede wszystkim Związek się opiera. Spółdzielnie są na ogół w niekorzystnej kondycji finansowej. Na okresowych naradach prezesi spółdzielni zrzeszeni w Związku ustalają ceny usług na kombajny i prasy, ponieważ zbliżają się żniwa. Jestem wdzięczny prezesom za ich mądre i rozsądne podejście do rolników i niepodnoszenie cen na usługi w akcji żniwnej mimo rzeczywistego wzrostu kosztów. Żniwa przyniosą spółdzielniom straty, które będą musiały pokryć z innej działalności. W ten sposób spółdzielnie usług rolniczych pomogą rolnikom. Sytuacja rolników indywidualnych jest doskonale znana szczególnie tym prezesom spółdzielni, które same posiadają ziemię. Po wejściu do Unii nasze spółdzielnie i reaktywowane kółka rolnicze mogą być bazą dla tworzących się grup producenckich. Prawdą jest, że dzisiaj trudno jest przekonać indywidualnego rolnika, aby tworzył grupę producencką. Sądzę, że nie tylko związki zawodowe rolników, ale doradztwo rolnicze powinno więcej pracować nad uświadomieniem rolnikom faktu, że bez przynależności do grupy producenckiej nie sprzedadzą swoich płodów. Rolników trzeba przekonać do nowych, koniecznych rozwiązań organizacyjnych. Co robi dla rolników nasz Związek? Ciała statutowe jak Zarząd Regionalny Związku i Prezydium Zarządu spotykają się regularnie, wypracowują stanowiska w konkretnych sprawach. Nasze opinie przekazujemy do Warszawy, a Zarząd Krajowego Związku przekazuje nasze stanowisko rządowi podczas posiedzeń specjalnej komisji. Nasz Związek nie oddziałuje bezpośrednio na samorządy lokalne. Przeżywamy jako organizacja problemy finansowe. Spółdzielnie płacą raptem 100 zł składki rocznej. Praca w Związku jest więc społeczna. Tymczasem zupełnie niepotrzebnie utrzymuje się instytucje Izb Rolnych, które nie sprawdziły się jako organizacje broniące interesów rolnika. Na utrzymanie Izb gminy są zobowiązane odprowadzać 2% podatku rolnego, ale te pieniądze dałyby lepszy efekt, gdyby zasiliły nasz Regionalny Związek. Mam prawo dokonywać takiego porównania i podsumowania, ponieważ równolegle do pełnienia funkcji związkowej jestem przewodniczącym Powiatowej Komisji Izby Rolnej. Znam kompetencje i Związku i Izby. Izba Rolna nic nie może poza opiniowaniem, więc efekt jej pracy niezauważalny w środowisku rolników. W ostatnich czasie ustawa o izbach rolnych została z korzyścią dla środowiska wiejskiego znowelizowana i czeka na podpis prezydenta. Na wsi w chwili obecnej działają trzy związki zawodowe: KZRKiOR, NSZZ "Solidarność" RI i ZZR "Samoobrona". Trzy lata temu w Warszawie została podpisana umowa o współpracy między tymi związkami. Byłem obecny przy podpisie. Muszę powiedzieć, że pan Roman Wierzbicki dotrzymywał tego porozumienia, ale pan Lepper wyłamał się. W tej sytuacji KZRKiOR odszedł od współpracy z panem Lepperem. Natomiast na szczeblu regionalnym nie mamy żadnych kontaktów ani z "Samoobroną" ani z "Solidarnością" Rolników Indywidualnych. Mam prawo uważać, że nasz Związek jest silnym związkiem zawodowym z uwagi na skupione w nim spółdzielnie usług rolniczych. W Powiecie Sierpeckim działa kilka spółdzielni. W Sierpcu prezesem SURu jest pan Andrzej Nowakowski. W chwili obecnej ta spółdzielnia ma jeszcze niezłą kondycję finansową, a największym problemem jest podatek od nieruchomości. Odprowadzenie do budżetu miasta 87 tysięcy podatku przychodzi nam z trudem. Następny SUR mamy w Zawidzu, gdzie prezesem jest Jan Laskowski. Spółdzielnia trzyma się dzięki wójtowi, który zleca jej do wykonania prace przy drogach czy wynajmuje transport. Kolejny SUR znajduje się w Lelicach, której prezesem jest Leszek Czarnomski. Spółdzielnia ma własną plantację buraka i dochodową stację diagnostyczną. Trzymają się SURy w Mochowie i Gozdowie. Padła spółdzielnia w Rościszewie, a spółdzielni w Szczutowie także zagraża upadek. Uważam, że związki zawodowe na wsi powinny być finansowane z budżetu państwa jak partie polityczne. Żyjemy wciąż nadzieją, że nastąpi w tej mierze generalna zmiana. Nasz Związek brał udział w blokadach dróg. Byłem organizatorem blokady na trasie S10 na wysokości Borkowa, ale cała akcja została uzgodniona z władzami do tego stopnia, że wspólnie ze starostą i komendantem policji objechaliśmy blokady. Blokady przyniosły ten skutek, że rząd wznowił rozmowy ze związkami. W drugiej blokadzie, którą organizowała "Samoobrona", nie braliśmy udziału, ponieważ akcja ta nie została odpowiednio przygotowana. Byłem zdania, że blokada taka dokucza samorządom, a nie rządowi. Zbliża się moment zmiany politycznej w Polsce i wydarzenie to skłania do przemyśleń. Zamierzałem kandydować do Sejmu z listy Polskiego Stronnictwa Ludowego. Konwencja Powiatowa i Regionalna zatwierdziła moją kandydaturę. Przed datą Konwentu Wojewódzkiego złożyłem rezygnację. Okazało się, że jestem na 18 miejscu listy, mimo że porozumienie zawarte między PSLem a KZRKiORem wyraźnie mówiło o 30% związkowców w składzie list wyborczych i umieszczaniu ich w pierwszej dziesiątce kandydatów. PSL nie wywiązało się z porozumienia i dlatego nie mogłem przyjąć podyktowanych Związkowi warunków. Nie zgadzam się koncepcją listy, gdzie na 20 kandydatów jest tylko dwóch rolników na bardzo dalekich miejscach. Dla mnie najważniejsza jest działalność związkowa. W tym względzie dla mnie wzorem jest Władysław Serafin - przewodniczący KZRKiOR. Jeżeli wynik wyborów pokryje się z wynikami sondaży, to obawiam się, że wpływ Związku jeszcze się zmniejszy. Obawiam się, że SLD i Unia Pracy nie wykażą zrozumienia dla spraw wsi i rolnictwa. Mogłoby być inaczej, gdyby powstała koalicja SLD i PSL poprzedzona szczegółową umową koalicyjną. Wtedy Związek przeszedłby ma pozycje związku zawodowego popierającego rząd.
Związek Zawodowy Rolników Indywidualnych "Solidarność" w Gminie Zawidz powstał w 1980 roku. Ujawniły wówczas swą aktywność takie osoby jak Bogdan Kluska, Henryk Morawski, Więciorkowski, moja skromna osoba i jeszcze kilka osób, których nazwiska zatarły mi się w pamięci. Zawiązywaliśmy najpierw koła wiejskie "Solidarności Rolniczej". Wówczas sytuacja sprzyjała organizowaniu się Związku, ludzie sami garnęli się do organizacji. Bardzo szybko w Gminie Zawidz powstała organizacja licząca blisko 250 osób. Staliśmy się w tamtym czasie bardzo prężną organizacją porównywalną jedynie ze strażą pożarną. Taka była wówczas potrzeba chwili, że społeczeństwo chciało zerwać z przeszłością i stąd to pospolite ruszenie. Pierwszym przewodniczącym Zarządu Gminnego NSZZ "S" RI został Bogdan Kluska, który musiał sobie radzić z ówczesną władzą gminną. Mieliśmy nie tylko problemy lokalowe, ale napotykaliśmy na opory ze strony władzy gminnej w załatwieniu jakichkolwiek spraw. Związek wchodził do każdej komisji, która zajmowała się przydziałami materiałów, towarów i sprzętu, aby zapewnić ich sprawiedliwy rozdział. Chcieliśmy przeszkodzić typowej w tamtym czasie praktyce obdzielania ciągle tych samych zauszników władzy. Zwykli ludzie patrzyli na nas z nadzieją i w wielu przypadkach tym zwykłym ludziom pomogliśmy. My jako delegaci na Zjazd Wojewódzki "Solidarności Rolniczej" w Płocku 12 grudnia 1981 roku dzięki zbiegom okoliczności uniknęliśmy internowania. Majątek Zarządu Wojewódzkiego został przejęty przez władze państwowe i nigdy do nas nie wrócił. Nasza gminna struktura związkowa przetrwała stan wojenny i została reaktywowana w 1988 roku pod przewodnictwem Bogdana Kluski. W ograniczonej formie istnieje do dziś. Wielu działaczy wioskowych zaprzestało pracy związkowej, widząc politykę państwa niechętną rolnictwu. Próbujemy utrzymać organizację mimo narastającego przygnębienia wśród rolników. W początkach III Rzeczypospolitej, kiedy wójtem był nasz związkowy kolega Marek Lejman, nasz Związek ożywił się, ponieważ władze gminne okazywały nam pomoc. Mieliśmy nawet lokum w Urzędzie Gminy. Angażowaliśmy się w działania, aby zwrócić uwagę rządowi, że polityka rolna idzie w złym kierunku. Braliśmy także udział w blokadach dróg i manifestacjach w Warszawie. Po zmianie władz gminnych w 1994 roku nowy wójt usunął nas z Urzędu. Wyraźnie okazuje nam swoją niechęć. Nie mamy na niego wpływu, ponieważ większość Rady Gminy popiera wójta. Z moich obserwacji wynika, że sytuacja w naszej gminie staje się katastrofalna. Są już rodziny, które nie mają za co kupić chleba. Rośnie liczba rolników, którzy nie produkują na rynek, a jedynie dla siebie. Przed czterema laty prowadziłem jeszcze tutaj sklep i na porządku dziennym było branie produktów na zapis w zeszycie i płacenie po otrzymaniu zasiłku czy renty któregoś z członków rodziny. Od tamtego czasu sytuacja ta pogorszyła się. Nie mam wielkich nadziei, że zmiana rządu po wyborach poprawi sytuację na wsi. Pieniędzy po wyborach w budżecie nie przybędzie. Obawiam się, że nowa władza zręcznie oszuka ludzi, którzy ich poprą, ale oczekiwania ludzi nie zostaną spełnione. Za reformy trzeba płacić, a od początku III Rzeczypospolitej największą cenę za reformy płaci wieś. Więcej już ta wieś nie może płacić. Rząd musi podjąć jakieś kroki, aby sytuacja w rolnictwie zaczęła się poprawiać. Wytworzyła się w ostatnim dziesięcioleciu taka sytuacja, że na wsi poprawiła się infrastruktura - pojawiły się drogi asfaltowe, wodociągi, telefony. Z drugiej jednak strony niebezpiecznie spadła opłacalność rolnictwa. Sytuacja rozwija się w złym kierunku. Jako związkowiec nie mogę się na to zgodzić. Bieda rodzi biedę. Dzieci wiejskie będą kończyły edukację na gimnazjum i będą zostawały w domu, gdzie nie ma pracy. Ocena sytuacji na wsi jest zbieżna dla wszystkich rolniczych organizacji związkowych. Z Organizacją Kółek i Organizacji Rolniczych współpracujemy przy organizacji protestów. W tej materii się dogadujemy. Gdyby pojawiła się u nas "Samoobrona", to także współpracowalibyśmy z nią na rzecz poprawy sytuacji wsi. Sądzę, że mieszkańcy wsi od zakończenia II wojny nauczyli się już, że muszą mieć swą rzeczywistą reprezentację. Mieszkańcom wsi tyle już się w uszy wody nalało, że powinni już naprawdę się zrzeszać i pokazać własną siłę. Doświadczenie ostatnich lat poucza mnie, że każdy rząd traktuje wieś lekceważąco, ponieważ wieś jest niezorganizowana. Takie branże jak górnictwo czy hutnictwo, czy w ogóle miasta są zorganizowane i rząd musi się z nimi liczyć. W chwili obecnej wieś ponosi skutki swego rozproszenia.
*****
"Rozmaitości": W kwietniu 1998 roku odbyło się w Mochowie założycielskie zebranie "Samoobrony" z Państwa udziałem. Były nieskrywane nadzieje ze strony Państwa i zebranych rolników. Czy to się sprawdziło? Aleksandra Obrębska: Jeszcze trudno jednoznacznie powiedzieć. Myślimy, że się sprawdzi. Trzeba przyznać, że "Samoobrona" na terenie naszego powiatu bardzo mało się rozrosła, ale w sąsiednich powiatach "Samoobrona" nabrała znaczenia. Grzegorz Tarka: W powiecie nie powstały pełne struktury "Samoobrony", ponieważ na to trzeba czasu. Trzeba też pamiętać, że każdy okres jest dobry do tworzenia organizacji. Kiedy organizowaliśmy blokady dróg i manifestacje, możliwe było zmobilizowanie ludzi. W chwili obecnej rolnicy nie mają czasu na pracę związkową. Poza tym moim zdaniem "Samoobrona" poszła w niewłaściwym kierunku. Powinna pozostać tylko i wyłącznie związkiem zawodowym. Tymczasem "Samoobrona" nabrała cech partii politycznej konkurującej z już istniejącymi partiami. Ze swym obecnym kierunkiem aktywności "Samoobrona" działa na rzecz rozbicia wsi. W rezultacie istnieje jeszcze jedna słaba organizacja na polskiej wsi. Uważam, że polska wieś ma jeden interes i powinna mieć jedną reprezentację. W rzeczywistości dzieje się dokładnie na odwrót. Przywódcy związków rolniczych z uwagi na swoje aspiracje lub też inspiracje działają osobno. Chwilami nawet podejrzewam, że ci przywódcy realizują linię najsprytniejszego z ugrupowań politycznych czyli SLD - której poprzedniczką była PZPR. "Rozmaitości": "Samoobrona" powstała jako reakcja na nieskuteczny Krajowy Związek Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych i nie sprawdzający się w tamtym czasie NSZZ "Solidarność" RI. Pańskim zdaniem trzeci związek zawodowy też się nie sprawdził? Grzegorz Tarka: "Samoobrona" powinna zostać związkiem zawodowym, ponieważ wieś potrzebuje prawdziwego związku zawodowego. Weźmy umowy kontraktacyjne. Trzeba wiele popracować na tym, aby były to rzeczywiste umowy, a nie jednostronne dyktaty. Dzieje się tak dlatego, że rolnik jako producent nie jest partnerem dla tych wszystkich, którzy od niego kupują. Umowy zabezpieczają wyłącznie interesy kupującego. Tu właśnie jest miejsce dla związku zawodowego rolników. Żaden istniejący na wsi związek zawodowy nie spełnia swojej roli, czyli nie dba właściwie o interesy rolników. Działacze "Samoobrony" także zaczęli bardziej myśleć o sobie niż o rolnikach. System kredytowania produkcji rolnej w kraju budzi moje zdumienie i sprzeciw. Za młodego rolnika uznaje się osobę do 40 roku życia i tylko ktoś taki ma prawo do preferencyjnych kredytów inwestycyjnych. Ten zapis jest absurdalny, a od dziesięciu lat żadna organizacja zawodowa rolników nic nie zrobiła w celu zmiany tego zapisu. "Rozmaitości": Izby Rolne też nic nie robią? Grzegorz Tarka: Nie wiem, co to są Izby Rolne. Nic nie wiem o ich istnieniu na terenie gminy. Są to organizacje stworzone przez państwo. Na takiej samej zasadzie jednostronnego dyktatu wprowadzono VAT od produkcji rolnej czy dodatek do paliwa w wysokości 8 zł na hektar z wyłączeniem klasy Vi VI. "Rozmaitości": Warto się zastanowić, czy w chwili obecnej wszyscy rolnicy mają ten sam interes, czy naprawdę wieś powinna być reprezentowana przez jedną organizację. Państwo sami należycie do rolników, którzy nastawili się na produkcję wysokotowarową. Należycie do grupy rolników, która utrzyma się w roli producentów żywności. Wielu rolników wypadło z gry, oni już nie produkują na rynek i im żadna organizacja związkowa nie jest potrzebna. Grzegorz Tarka: Na przykładzie mojego gospodarstwa muszę stwierdzić, że od lat nie jestem w stanie inwestować w takim stopniu, aby to moje gospodarstwo naprawdę się rozwijało. W nowoczesnym gospodarstwie trzeba inwestować w sprzęt, aby umożliwić zwiększenie wydajności pracy ludzkiej. Aleksandra Obrębska: Potwierdzam. W swoje gospodarstwo inwestuję minimalnie. Grzegorz Tarka: Rolnicze związki zawodowe powinny widzieć problemy związane z kosztami produkcji i zbytem w odniesieniu do wszystkich gospodarujących rolników. Jeżeli natomiast taka "Samoobrona" zaczęła udawać partię polityczną, to już nie spełnia zadań związku. "Rozmaitości": Być może sytuacja zmierza w tym kierunku, że dopiero grupy producenckie powołają silny związek zawodowy rolników. Grzegorz Tarka: Grupa producencka musi płacić podatek dochodowy jak przedsiębiorstwo. Mało więc tego, że ja jako rolnik płacę podatki, to jeszcze jako członek grupy producenckiej jestem dodatkowo obciążony. Moim zdaniem jest to wylanie dziecka z kąpielą. "Rozmaitości": Jak wygląda współpraca między "Samoobroną" a KZRKiOR i NSZZ "S" RI na terenie powiatu? Grzegorz Tarka: Takich prób porozumienia na szczeblu powiatowym nie było. Myślę, że jest to na rękę władzy państwowej i samorządowej. Prawdę mówiąc, nie ma się gdzie spotkać. Powinien nastąpić powrót do dawnej praktyki odprowadzania przez rolników przy każdej kontraktacji drobnej kwoty na organizację związkową. Na tym powinno zależeć rządzącym. "Rozmaitości": Na terenie powiatu niewiele się dzieje w sferach związkowych. A jak to wygląda na szczeblu wojewódzkim? Aleksandra Obrębska: W tej chwili "Samoobrona" jest zajęta wyborami do parlamentu. Obowiązuje tylko ten jeden kierunek działania. Problemy rolników zeszły w "Samoobronie" na dalszy plan. Przedtem wszyscy byli zajęci wyborami prezydenckimi, a za rok - wyborami samorządowymi. Z "Samoobrony" zrobiła się typowo polityczna organizacja. W Zarządzie mówi się, aby rolnicy poszli do wyborów i zagłosowali na organizację związaną z rolnictwem. "Rozmaitości": Co trzeba by zmienić, aby poprawiła się sytuacja rolnika? Grzegorz Tarka: Z wyliczeń naukowych wynika, że dla utrzymania pracownika w gospodarstwie potrzeba 40 ha ziemi. Przy istniejącym usprzętowieniu gospodarstw nie da się obrobić ziemi w 8 godzin. Sytuacja zmusza więc do kombinowania czyli kantowania. Należy stworzyć inny mechanizm, który bez kolizji z prawem i sumieniem pozwoliłby funkcjonować w gospodarce. W chwili obecnej kondycja poszczególnych gospodarstw rolnych zależy od układów i szczęścia. |
||||||||||
Poprzedni artykuł Spis treści Następny artykuł |