|
Wilczogóra - projekt widokówki z nawiązującej do niedawnej historii wioski |
|
|
Stacja kolei wąskotorowej Dreieck (znaczy "Trójkąt") w Wilczogórze (1916) |
|
|
Jedno z bagienek w Wilczogórze na dawnym terenie folwarcznym. Może w pobliżu niego doszło do tragedii, w której w szopie spłonęło kilka kobiet pracujących w tutejszym folwarku przy obróbce lnu. |
|
|
Akta z księgi zgonów parafii Borkowo Kościelne poświęcone tragicznie zmarłym paniom pracującym przy lnie w 1818 roku w Wilczogórze. |
|
|
Okładka książki Marii Konopnickiej "Jak to ze lnem było" |
|
Sześć kilometrów na wschód od Sierpca leży wioska Wilczogóra. Nazwa może trochę intrygować. Wilki tu kiedyś bywały i stanowiły niekiedy utrapienie dla mieszkańców. Teren jednak jest płaski i góry tu nie uświadczysz. Cóż na równinnym Mazowszu niekiedy niewielkie o kilka metrów podwyższenie terenu miejscowa ludność nazywa górą. Właśnie Wilczogóra leży na terenie wyniesionym kilka metrów w stosunku do sąsiednich wiosek. Na dokładniejszych mapach znajdujemy otaczającą większość wioski poziomicę 119 m n.p.m. Na południowy wschód od dawnej szkoły zaznaczany jest punkt wysokościowy 124,9 m n.p.m. Na mapach rosyjskich sprzed ponad wieku w tym miejscu zaznaczano wysokość 57,5 sążnia.
W 1818 roku wydarzyła się w wiosce tragedia, o której opowiadały sobie kolejne pokolenia wilczogórzan. Doszło do pożaru "tarni" czyli miejsca, w którym zajmowano się obróbką lnu, z którego powstawały tkaniny potrzebne do wyrobu między innymi odzieży, pościeli, obrusów, ręczników, a z delikatnych nici nawet koronek.
Czytaliśmy kiedyś książeczkę Marii Konopnickiej "Jak to ze lnem było" przeznaczoną dla młodego czytelnika. Dzisiaj już prawie wszyscy zapomnieliśmy, jaki jest proces przerabiania lnu, nim powstanie z niego elegancka (dzisiaj byśmy może powiedzieli - ekologiczna) koszula czy bluzka.
Pola obsiane lnem wyglądały inaczej niż te ze zbożem. Delikatne roślinki zakwitały niebieskimi kwiatkami. Piękny to był element krajobrazu. Pozyskiwanie włókna z lnu było procesem czasochłonnym. Zajmowały się tym (poza sianiem) prawie wyłącznie kobiety. Po opadnięciu kwiatów len wyrywano. Przy pomocy specjalnych grzebieni usuwano główki nasienne pozostawiając samą słomę. Wiązano ją bliżej końca roślin w niewielkie snopki i ustawiano tak, że wyglądały jak daszki, aby nie trzymały wilgoci. Wysuszony len następnie moczono bądź roszono. Wówczas len rozłożony cienką warstwą leżał na łące przez około dwa miesiące. Potem łodygi suszono. Odbywało się to z wykorzystaniem słońca i wiatru, a niekiedy w suszarniach. Po wyschnięciu poddawano len międleniu i trzepaniu. Tym sposobem łamano i rozdrabniano części drewniane łodygi. Znaczna część paździerzy już odpadała. Niekiedy częściowo zmiędlone łodygi "przydymiano" stosując ogniska rozpalane w głębokich dołach. Czynności te wykonywano przeważnie w miesiącu nazwanym w związku z tym październikiem. Pozostałe paździerze oraz pakuły usuwano za pomocą specjalnych grzebieni. Było to czesanie lnu, coraz dokładniejsze, aby otrzymać czyste włókna. Potem jeszcze zostało przędzenie i tkanie.
Wróćmy do opowieści o Wilczogórze. Funkcjonował tu wówczas folwark. Uprawy były różne - zboża, kartofle oraz jakże potrzebny len. W pobliżu dworu znajdował się sad i ogród warzywny oraz kwiaty. Dla poprawnego funkcjonowania folwarku zatrudniony był ekonom. Pracami gospodarskimi i polowymi zajmowali się zatrudnieni wyrobnicy i chłopi w ramach swoich zobowiązań pańszczyźnianych. Był dość wyraźny podział na prace wykonywane przez mężczyzn i przez kobiety. Do nich należało prowadzenie domu i sporo obowiązków w obejściu przy zwierzętach. Zajmowały się też uprawą warzyw.
Wszystkie prace związane z lnem, poza siewem, należały do kobiet. Jak już zobaczyliśmy, proces obróbki lnu był długotrwały i żmudny. W Wilczogórze kierowała nim żona ekonoma. Pracowały z nią zatrudnione w folwarku służące oraz chcące zarobić parę groszy wyrobnice. Zorganizowane było to w pobliżu niewielkiego jeziorka, bagienka, wszak potrzebna była woda. W jakiejś drewnianej szopie urządzono tarnię, aby tam pod dachem wykonywać jesienne prace związane z lnem. Znajdowało się to zapewne niedaleko od dworu.
Pewnego listopadowego dnia ekonomowa i pracujące z nią siedem kobiet po wielu godzinach ciężkiej pracy położyły się do snu w tarni na miękkich wiązkach lnu. Przykryły się pewnie jakimiś kożuchami albo kocami. W środku nocy, być może z niedogaszonego tlącego się ogniska, zapalił się len i cała tarnia. Nagle przebudzone kobiety nie miały szans na ratunek. Spłonęły wraz z całym ciężko obrobionym lnem. Była noc i ratunek dotarł za późno. Nie pomogły lamenty, próby pomocy i gaszenia pożaru.
Ksiądz proboszcz odnotował tragedię w księdze zmarłych. Życie toczyło się dalej. Dzisiaj o tym wydarzeniu sprzed dwóch wieków już nikt nie pamięta.
Didaskalia:
Najstarszą wzmiankę o Wilczogórze (zapisanej jako Vylcza Gora) znajdujemy pod rokiem 1450. Była wówczas własnością szlachecką i należała do Mikołaja z Wilczogóry. Na przełomie XV/XVI wieku stała się własnością kościelną i związana była z kościołem Świętego Ducha. Potem stanowiła uposażenie Panien Miłosierdzia w Płocku. W II połowie XIX wieku była własnością prywatną. W końcu tegoż wieku została rozprzedana. Południowa część wioski należała do uwłaszczonych chłopów.
O tragedii, jaka miała miejsce w Wilczogórze ponad dwa wieki temu zapomniano. Przecież o tym opowiadali sobie ludzie przez kolejne dwa-trzy pokolenia. Im wydarzanie stawało się odleglejsze tym było rzadziej wspominane i uleciało w niepamięć. Nawet u krewnych ofiar tragedii czas zatarł ostatnie nitki ulotnej pamięci. Przypominają nam o tym dzisiaj akta wpisane do księgi zmarłych parafii Borkowo Kościelne w 1818 roku (akta numer 2-9) dzisiaj przechowywanej w Archiwum Państwowym w Płocku. Aby przywrócić pamięć tragicznie zmarłych kobiet, przytoczmy ich nazwiska i odnotowane o nich informacje z archiwalnej księgi.
Lista zmarłych w pożarze w Wilczogórze 26 listopada 1818 roku:
- "urodzona" Agnieszka z Białoskórskich Woźnicka, lat 48, żona Mikołaja Woźnickiego;
- Ewa Rzeczkowska, lat 26, panna, córka Jana i Ewy, za dziewkę folwarczną służąca;
- Franciszka Brodowska, lat 25, panna, za dziewkę folwarczną służąca;
- Konstancja, lat 50, żona Adama Zawadzkiego, wyrobnica, zamieszkała w Kuskach;
- Elżbieta, lat 45, żona Szczepana Nowakowskiego, wyrobnica;
- Marianna, lat 30, żona Szymona Nyczkowskiego, owczarka;
- Anna z Kipichów, lat 21, żona Ignacego Adamiaka;
- Marianna z Bilickich, lat 20, żona Mateusza Bocha.
Zgłaszającymi dane do księgi zmarłych byli "urodzony" Woźnicki, ekonom zatrudniony w folwarku w Wilczogórze, i Ignacy Rutkowski "majster kunsztu kowalskiego" z Wilczogóry. Zapewne pracami przy obróbce lnu kierowała żona ekonoma, która też poniosła śmierć. W akcie małżeństwa z następnego roku dowiadujemy się, że owdowiały Mikołaj Woźnicki liczący lat 51, poślubił 20 lipca 1819 roku w Borkowie "urodzoną" Jadwigę Nicką, pannę lat 25 służącą w Wilczogórze. Wyjaśniamy, że odnotowane określenie "urodzony" oznacza pochodzenie danej osoby z rodziny szlacheckiej.
Gdy dzisiaj odwiedzimy Wilczogórę, naszą uwagę może zwrócić budynek szkoły, niestety już niefunkcjonującej. Nastrój sielski wprowadzają krzyże i figurki przydrożne. Mieszkańcy wioski wiedzą, że przy zarośniętym już bagienku położonym na południu wsi niegdyś wykonywano prace związane z lnem. Pewnie tam pracowała przy lnie ludność z włościańskiej części wioski. Natomiast opisany tragiczny w skutkach pożar miał prawdopodobnie miejsce w północnej części wioski na terenie ówczesnego folwarku.
Pewne elementy życia wioski sprzed wieku jeszcze pozostały do dzisiaj w zakamarkach pamięci, gdyż zostały przekazane przez dziadków i rodziców. Wspomina się o karczmie, o wiatraku Adamkiewicza stojącym w północnej części wioski, gdzie dzisiaj rosną tylko krzaki. Przez środek wsi przechodziła kolejka wąskotorowa zbudowana w czasie I wojny światowej, zaznaczana na mapach sprzed stu lat. Z nostalgią wielu mieszkańców Wilczogóry wspomina swoją szkołę oraz funkcjonujący tak niedawno przystanek autobusowy i sklep. Wilczogóra ma swoją historię, którą warto poznawać. Poszukajmy jeszcze starych zdjęć sprzed kilkudziesięciu lat, które ubogacą wspomnienia i wiedzę o naszej miejscowości.
Wilczogóra w swojej długiej historii ma jeszcze wiele innych wątków, które warto odkrywać i poznawać. Do tejże wioski sprzed lat może nas przenieść lektura książki Haliny Giżyńskiej-Burakowskiej "Panna z Wilczogóry".