|
Urokliwe miejsce w pobliżu ujścia Strugi Bledzewskiej do Skrwy |
|
|
Zbój Madej według rysunku Szymona Kobylińskiego |
|
W odległych czasach żył człowiek zwany Madejem. Było to ponoć wtedy, gdy po śmierci Mieszka II jego syn Kazimierz Odnowiciel opuścił kraj, a władzę na Mazowszu objął książę Miecław zwany niekiedy Masławem.
Madej był zbójem. Pamięć o jego złych czynach przetrwała do dzisiaj. Niegdyś opowiadali o nim przejezdni kupcy i wędrujący w uniesieniu religijnym pątnicy. Wówczas podróżowanie w pojedynkę albo w niewielkiej grupie było wielce niebezpieczne.
O Madeju mówiono, że swoją umocnioną siedzibę miał gdzieś nad Skrwą. Stamtąd ze swoimi kompanami, rzezimieszkami, napadał na przemierzających pobliskie trakty. Nie miał litości dla swoich ofiar. Obrabowani doszczętnie, mogli dziękować Bogu, że w ogóle uszli z życiem. Pojawiający się gdzieś nieszczęśnicy opowiadali o okrutnym Madeju, a jego zła sława roznosiła się daleko. Wyobrażano sobie także, jakież to skarby mógł zgromadzić w wyniku swojego strasznego procederu.
Opowieści przybywało. Po latach mówiono, że zarządzający tym obszarem kasztelan za wszelką cenę chce pojmać Madeja i ma przygotowane w swoim grodzie specjalne łoże przeznaczone do tortur, którym miałby poddany być złoczyńca, wszak tyle zła uczynił, że nie może mieć zbyt lekkiej śmierci. Inni natomiast opowiadali, że specjalne łoże tortur czeka na Madeja w piekle.
Minęły lata. O Madeju dalej mówiono, aczkolwiek dawno nikt go nie spotkał. Jego zła sława coraz bardziej odchodziła w przeszłość. Aż tu pewnego razu zdarzyło się coś niebywałego. Przejeżdżający konno gościńcem ksiądz zapuścił się w leśne ostępy. Na polanie zobaczył starca okrytego jedynie wytartym kawałem starej skóry. Klęczał on przed krzyżem sporządzonym z dwóch nieobrobionych kawałków drewna. Był pogrążony w modlitwie. W pewnym momencie skierował swój blaknący wzrok w kierunku jeźdźca. Ksiądz wówczas w oczach tych dostrzegł cień spojrzenia niegdyś groźnego zbója, spod którego topora szczęśliwie uszedł przed wielu laty, gdy podróżował na nauki, kiedy chciał zostać kapłanem. Ileż to się zmieniło przez te lata.
Zszedł z konia, zbliżył się do starca. Rozmowa zamieniła się w spowiedź pokutującego od lat w leśnym ukryciu zbójcy. Trwała długo. Starzec słabł. Oczyszczona z ogromnych ciężarów dusza uleciała. Ksiądz pogrzebał Madeja pod jego pokutnym krzyżem.
Didaskalia:
Opowieść znana jest z wielu zbiorów legend. Wiązana bywa z różnymi miejscami, przeważnie na terenie Małopolski. Szczególnie jest popularna w Górach Świętokrzyskich, gdzie siedzibę Madeja lokalizuje się na zboczach Łysej Góry albo w okolicach Łagowa w Jaskini Zbójeckiej.
Grasowanie zbójców w dawnych czasach było częste. Wspomnienia i opowieści mniej lub bardziej prawdziwe o zagrożeniach ze strony różnych rzezimieszków powtarzano dodając to, co niosła wyobraźnia. Spośród anonimowych zbójców w pamięci pozostało niewielu, a wśród nich Madej. Jego działania na Mazowszu umiejscowił Walery Przyborowski (1845-1913) w powieści Madejowe łoże (pierwsze wydanie w 1897 roku, dużo późniejsze z 1960 roku ze stylowymi ilustracjami Szymona Kobylińskiego), adresowanej dla młodych czytelników. Madej miał mieć swoją siedzibę nad Skrwą, wzdłuż której rosły potężne lasy mogące dać schronienie również osobom uprawiającym zbójecki proceder. Przez puszcze równolegle do Skrwy wiódł gościniec łączący Sierpc ze stolicą Mazowsza - Płockiem. Pewnie nie raz zdarzały się tam zbójeckie napady. Zatem i dla Madeja znalazł tu miejsce Walery Przyborowski. Czy pisarz pochodzący z Kielecczyzny, stamtąd znał legendę, a pisząc powieść umiejscowił ją na Mazowszu? Czy wspominając Skrwę, miał na myśli Skrwę Lewą czy Prawą? Nas bardziej interesuje Skrwa Prawa.
Opowieść została osadzona w burzliwych dla Polski czasach owianych tajemniczością z racji skąpości źródeł historycznych, gdy na Mazowszu rządził Miecław (1037-1047), wcześniej pełniący urząd cześnika na dworze Mieszka II. Historycy mają wiele kłopotu, aby wyjaśnić i przybliżyć ten wycinek dziejów ojczystych. Pewnie to dobry czas na legendę.