Dwóch sierpczan zdobyło Mont Blanc - relacja z wyprawy (6-18 IX 2007r.) |
2007-10-11 |
|
Ze słoiczkiem powideł na Mont Blanc |
|
|
W perspektywie szczyt. Z prawej namiot ufundowany przez Gminę Sierpc. |
|
|
Obowiązkowo z biało-czerwoną flagą |
|
"DACH EUROPY U NASZYCH STÓP" - MONT BLANC 2007 Dzień 1- 5 (6.09 – 10.09) Naszą przygodę rozpoczęliśmy od wizyty w Tczewie. Udaliśmy się tam w celu uzupełnienia braków sprzętowych. Od mamy zaprzyjaźnionego alpinisty otrzymaliśmy "króliczą łapkę" w postaci słoika powideł śliwkowych, którym wypełniamy ostatnie wolne miejsce w plecaku. Od kilku lat powidła Pani Asi są niezbędnym elementem wyposażenia podczas licznych wypraw wysokogórskich tczewskiego światka alpinistycznego. Po ostatniej nocy spędzonej na polskiej ziemi dnia 7.09 docieramy do Frankfurtu nad Odrą, gdzie rozpoczyna się siedemnastogodzinna, obfitująca w przesiadki podróż przez Niemcy. Późnym wieczorem dnia 8.09 docieramy do Bazylei – miasta u styku granic trzech państw: Szwajcarii, Niemiec i Francji. Następnie przekraczamy granicę francusko-niemiecką w Saint Luis, gdzie na łące za przydrożnym supermarketem organizujemy pierwszy biwak. Następnego dnia obudzeni szarżą nieprzeliczonej masy ślimaków na nasz namiot oraz hałasem z pobliskiego lotniska kontynuujemy podróż autostopem, wieczorem docierając do drugiego, co do wielkości miasta Francji – Lyonu. Tam wykończeni walką z miejską dżunglą błogo zasypiamy nieopodal transformatora elektrycznego. Nazajutrz po kolejnej porcji wrażeń dostarczonych przez sieć francuskich autostrad docieramy do miejsca, gdzie nasza wyprawa tak naprawdę dopiero ma się zacząć. Dzień 6 (11.09) Z plecakami wypchanymi po brzegi a nawet bardziej, rozpoczynamy długą i mozolną wspinaczkę. Już po paru minutach zostawiamy w dole domy Les Houches bardzo przypominające te w stylu podhalańskim. Mimo iż każdy z trzydziestu kilogramów w naszych plecakach zdaje się ważyć podwójnie, dość szybko pniemy się w górę. Snując wyobrażenia, o tym co nas jeszcze czeka, dochodzimy do miejsca, gdzie nasz szlak krzyżuje się z trasą Tramwaju du Mont Blanc. Chwila wytchnienia dla obolałych ramion i ruszamy dalej. Po paru minutach jesteśmy w miejscu, gdzie szlak rozdziela się, dając nam dwie możliwości co do dalszej drogi. Pierwsza prowadzi wzdłuż torów, aż do najwyższej stacji kolejki; druga natomiast wije się trasą naszym zdaniem bardziej atrakcyjną widokowo, toteż bez wahania wybieramy właśnie tę. Po całym dniu uporczywego zdobywania kolejnych metrów, wieczorem w końcu docieramy na wysokość 2372 metrów, gdzie tramwaj kończy swój bieg, a my pierwszy dzień zmagań z "Białą Damą". Namiot rozbijamy obok jednego ustawionego już wcześniej. Po spożyciu kaszy z sosem i kabanosami zasypiamy. Dzień 7 (12.09) Pobudka około godziny 9, szybkie śniadanie, pakujemy się i wyruszamy. Szlak zmienił się diametralnie. Nasz wzrok nie spotyka się już z zielenią alpejskiej przyrody, dookoła same mniejsze bądź większe kamienie. Po krótkim czasie dochodzimy do miejsca, gdzie nasza droga chwilowo przestaje piąć się w górę i daje wytchnienie zmęczonym nogom i oddechom. Otoczeni przez dość liczne stado kozic alpejskich, nieco masywniejszych niż te spotykane w Tatrach, robimy dłuższy postój. Uspokajamy oddechy, posilamy się orzeszkami, trochę czekolady i ruszamy dalej. Jeszcze kilkaset metrów podejścia i stajemy przed tym, co budziło naszą największą ciekawość, a zarazem czego baliśmy się najbardziej. Na drodze do schroniska Tete Rouse 3167m musimy przejść przez lodowiec. Nie tracąc czasu, zakładamy na buty raki, dobywamy czekany i ciesząc się jak dzieci, przechodzimy przez lodową pokrywę stanowiącą ostatnią przeszkodę do pokonania dnia dzisiejszego. W pobliżu schroniska lokalizujemy miejsca na biwak, o których czytaliśmy już wcześniej w internecie. Jest jeszcze wcześnie jednak dalej iść nie możemy, gdyż byłoby to bardzo niebezpieczne. Jedyna droga w górę prowadzi przez strome zbocze Aiguilles du Gouter poprzecinane lodowymi żlebami. W dzień, gdy słońce świeci na tę ścianę, rozpuszcza śnieg i lód, uwalniając kamienie w nich uwięzione. Głazy, często naprawdę masywne, pozbawione spoiny spadają z impetem po stromym zboczu, pociągając za sobą kolejne, co stanowi realne zagrożenie dla śmiałków próbujących zdobyć zbocze za dnia. Jedyny sposób na bezpieczne dojście do kolejnego schroniska to poczekać do godziny 4-5 rano, gdy wszystko jest jeszcze przymarznięte po nocy. Tak też postanowiliśmy uczynić. Wygrzewamy się w słońcu, odpoczywamy, zarazem zbierając w sobie siły na dzień następny. Otoczeni przez alpejskie szczyty kontemplujemy ten najważniejszy. Mont Blanc widziany z tej perspektywy wydaje się jeszcze bardziej niedostępny i niebezpieczny. Ta sielanka nagle została zakłócona przez niesłyszane już od tak dawna polskie głosy. Dwóch studentów z Krakowa dołącza do nas i od tej pory nasza droga aż do szczytu będzie wspólna. Dzień 8 (13.09) Wstajemy o czwartej. W ciszy zwijamy obóz. Nad głowami świeci największa ilość gwiazd, jaką widzieliśmy kiedykolwiek. Senni, ale podnieceni myślą o nadchodzącym wyzwaniu, pakujemy się szybko i wyruszamy zaraz za Michałem i Jarkiem. Szybkim krokiem pokonujemy "Kuluar śmierci", który mimo że spokojny o tej porze w naszej świadomości dalej pozostaje niebezpieczny. Później już tylko wielogodzinna wspinaczka słabo oznakowanym, ale za to bardzo stromym szlakiem pod górę. Mniej więcej w połowie siedmiuset metrowego podejścia spotykamy pierwszych dzisiejszych zdobywców, a wśród nich również Polaków. Do schroniska Aiguilles du Gouter 3883m dochodzimy koło południa i mimo, że do zmroku jeszcze dużo czasu, postanawiamy pozostać tutaj, gdyż również szczyt należy atakować nocą, gdy śnieg jest zwarty i nie występuje niebezpieczeństwo lawin i szczelin lodowych. Po krótkim odpoczynku wykopujemy dość głęboką i obszerną dziurę w śniegu, w której rozbijamy namiot. Na tej wysokości wiatr bez problemu mógłby go porwać wraz z całym sprzętem, gdybyśmy nie zapewnili mu należytej ochrony. Następnie oddajemy się słodkiemu nic nie robieniu czyli aklimatyzacji. Dzień 9 (14.09) Atak szczytowy rozpoczynamy bardzo wcześnie, bo o trzeciej nad ranem. Do plecaków zabieramy tylko najpotrzebniejsze rzeczy, cała reszta zostaje w namiocie. Na dzień ataku przypada załamanie pogody, która do tej pory był bez zarzutu. Idziemy związani liną, w świetle czołówek prowadzeni wydeptanymi przez poprzednie ekipy w śniegu ścieżkami. Cały czas zmagamy się z silnymi podmuchami wiatru, by po chwili wejść w chmury. Widoczność spadła do 2m. Nie widzimy już świateł ludzi idących przed nami, nie widzimy, jak daleko jest szczyt, ani jak wysoko jesteśmy. Pogoda robi się coraz gorsza, zaczyna padać śnieg, a wiatr ciska w nasze twarze drobinki lodu. Wyczerpani zmaganiami z przeciwnościami natury dochodzimy do schronu Vallot około 4500m. Tam czekamy jakiś czas na poprawę warunków. Po około godzinie widoczność się poprawia, jednak wiatr dalej wieje z tą samą siłą. Postanawiamy iść dalej. Coraz trudniej się nam oddycha, rzadkie powietrze nie dostarcza niezbędnej do prawidłowej pracy organizmu ilości tlenu. Coraz trudniej przychodzą nam kolejne kroki. Na domiar złego w tych warunkach spada również poziom koncentracji, który podczas wspinaczki po grani nad przepaścią jest niezbędny. Zatrzymujemy się co dziesięć kroków, aby wyrównać oddech i uspokoić bijące jak oszalałe serca. Każdy z nas już dawno by zawrócił, gdyby nie myśl że jeszcze sto, pięćdziesiąt, dwadzieścia metrów. W momencie gdy do góry pchała nas już tylko siła woli, osiągamy szczyt. Wrażenie nie do opisania i nie do porównania z żadnym innym. Staliśmy na Dachu Europy, mając pod nogami bezkresne morze chmur. Dach Europy na chwilę stał się naszą podłogą. Kilka pamiątkowych zdjęć, gratulacje od zupełnie nam obcych ludzi i długa, aczkolwiek już nie tak uciążliwa, droga w dół. Po zdecydowanie krótszym czasie niż w przeciwną stronę dochodzimy do obozu z radością stwierdzając, że zakupiony przez Gminę Sierpc namiot stoi bez trudu, opierając się podmuchom porywistego wiatru. Szczęśliwi i dumni z siebie całą resztę dnia odpoczywamy. Dzień 10 (15.09) Cały dzień schodzimy do doliny. Mijamy znane nam już miejsca i widoki to też uwagę poświęcamy na jak najszybszy marsz w dół. Wszystko stoi tam, gdzie stało, nawet kozice spotykamy w tym samym miejscu. Mijamy kolejnych ludzi udających się tam, gdzie my już byliśmy. Mamy silną motywację, gdyż postanowiliśmy uczcić sukces pierwszym od wielu dni posiłkiem nie składającym się z kaszy i sosu. Jednak zdrowy rozsądek kazał nam pohamować żądze i pół godziny drogi od Les Houches rozbijamy ostatni obóz. Dzień 11-13 (16.09-18.09) Powrót do Polski minął nam bardzo szybko, gdyż jechaliśmy tylko trzy dni. Od momentu gdy zatrzymaliśmy pierwszą polską ciężarówkę, droga upłynęła niemal błyskawicznie. Kierowcy poprzez CB-Radio tylko przekazywali nas dalej i dalej, aż w końcu trzeciego dnia późno w nocy znaleźliśmy się w domu, gdzie nasza przygoda się zakończyła.
Piotr Szewczuk Jacek Majorowski
Komentarze do artykułu: [34]
KOngres
2007-11-01 22:43:03 - Ale i tak do dzisiaj chodzi w tych swoich przyciasnych spodenkach
adaś
2007-10-30 23:04:05 - jest klawo pedałki
awe
2007-10-28 23:33:33 - elegancko chłopcy.Daliście z siebie wszystko narka
bocian
2007-10-28 11:15:55 - Jesteście fantastyczni
rak
2007-10-28 11:13:18 - luksio
biskup
2007-10-23 21:35:20 - KONGRATULEJSZYNS :) bo co wiecej mozna mowic ? Szacun :)
dorota3g
2007-10-18 20:51:15 - Piotrus gratuluje Tobie i koledze!super!jestem pod wrazeniem!przesylam pozdrowienia!3maj sie cieplo i uwazaj na siebie!
koleżanka z 3g
2007-10-17 18:42:11 - Gratuluję Piotruś , zawsze w Ciebie wierzyłam :)!!!! aby tak dalej Pozdrowienia:)
kostka
2007-10-16 21:14:28 - brawo za wiarę i wytrwałość w spełnianiu swoich marzeń niewielu to teraz potrafi
siostra Jacka
2007-10-16 19:13:18 - do prezesa.... to jak jesteś taki odważny to sam tam wejdz i spadnij to wtedy popiszemy. będzie ciekawie co?? loooool :P
Beata i Paweł
2007-10-16 18:31:51 - Trzymaliśmy kciuki żebyście wrócili cali i zdrowi, a teraz cieszymy się, że wróciliście w glorii zwycięzców.
siostra Jacka
2007-10-16 17:02:46 - gratulacje braciszku :)lool
Comar
2007-10-16 14:39:52 - Witam dziekujemy za gratulacje i cieple slowa milo nam ze sa tacy ktorzy potrafia docenic wysilek. A Pani Anna to tak naprawde Pani Joanna i za ten brak Jo przepraszamy: ). pozdro dla wszystkich
400 kg w siadzie
2007-10-16 11:51:12 - masz racje kolego w Sierpcu wiekszosc ludzi to zazdrosne pedaly ktore nic nigdy nie osiagna w zyciu. pozdro dla sztywnych chlopakow
300kg na triceps
2007-10-15 22:22:13 - no jak sie cos trafi na tym sierpcu to i tak znajda sie pedały co im cos nie pasuje chłopaki ciagneli tira od nas a co to takiego było zaden problem tu widze tez jak by nie było wyczyn godny uwagi no i to tez zaden problem szkoda gadac ludzie w tym miescie to cwoki nie wszyscy oczywiscie a tak wogule gratulacje dla was chłopaki
Jacek
2007-10-14 22:54:17 - Idąc w góry zawsze zabieram czekoladę i coś na rozgrzewkę, my tak to nazywamy np.powidła Dziadka.Pani Aniu Ci panowie to profesjonaliści w 100%, a jeśli to w słoiczku to Pani dzieło no to super!!!
Dr_Quinn
2007-10-14 22:53:20 - arm ty chyba "snieg" to wciagnales przed tym swoim wpisem !
Ania z Tczewa
2007-10-14 20:29:54 - Nalewki też robię ale spożywane są przy innych okazjacha - to do P.Jacka , a przede wszystkim gartulacje!!! chłopaki , wierzyliśmy w Was .
ja_czyli_nikt
2007-10-14 19:28:03 - Wariaci ! ale chylę czoła no brawo
fanka:)
2007-10-14 12:24:43 - Panowie gratuluje wyczynu!!! Wszyscy sa z Was bardzo dumni:)! Wow! Na prawde wielkie gratulacje:)! Nie wiem...brak mi slow:)!
arm
2007-10-14 12:06:05 - Po pierwsze to niech się za robotę wezmą a nie głupoty im w głowie. Po 2 na co wam zdjęcia na których 99% to śnieg. Nie rozumiem - pełno takich jest w necie. Żadna atrakcja i wyczyn - tysiące ludzi było tam przed nimi i będzie po nich.
Jacek
2007-10-12 21:52:49 - W tym słoiczku to jest jakaś naleweczka bo powidła są gęściejsze, oj zbyciarze z Was.
miki
2007-10-12 15:32:50 - no, no, no! Chylę czoła, Panowie!Jestem pod wrażeniem.
### greg ###
2007-10-11 21:06:13 - gratulacje Panowie ! w koncu cos ciekawego na tej stronie
ewa
2007-10-11 20:49:09 - Gratulacje!!!! Dla mnie wejście na Giewont było ogromnym wyczynem. Brawo Panowie!
pełna podziwu_ta prawdziwa
2007-10-11 20:16:40 - No chyba logiczne,że dwóch 'chłopaków'... cyt. "Dwóch sierpczan"..
czaromnir
2007-10-11 16:00:11 - no co wy to chyba chłopak jakis jest
wielbiciel
2007-10-11 15:58:54 - ładna ta ciewczyna w czerwonej kurtce napisz na gg 58414473
prezes zarzadu drog wojewódzkich płock
2007-10-11 15:55:24 - nie przezywac weszli i zeszli i co nic ciekawego jak by jedno spadło to co innego było by o czym pisac
pełna podziwu
2007-10-11 14:25:05 - gratulacje famie mieliście przeżyliście wspaniałą przygodę.dajcie trochę zdjęć.
Dr_Quinn
2007-10-11 13:26:56 - gratulacje !!! zazdroszcze....tylko dajcie jakies zdjecia !!!! bravo bravo bravo :)
### lolek ###
2007-10-11 11:19:18 - git
taternik
2007-10-11 10:23:43 - To chyba pierwsi sierpczanie na Blanku. Gratulacje. Przydałoby się parę fotek na stronce.
pełna podziwu
2007-10-11 10:10:04 - Jestem pod wrażeniem..:) Gratuluję determinacji i odwagi;) pozdrawiam..
Administrator serwisu nie odpowiada za treść komentarzy zamieszczonych na tej stronie przez internautów
|