|
Doda w pełnej krasie - jak ktoś lubi... |
|
|
Papa Dance... |
|
Właściwie tegoroczna impreza powinna zawierać w nazwie słowo Dzień, a nie Dni. Organizatorzy (Browar Kasztelan, Urząd Miejski) zrezygnowali bowiem z poprzedniej formy i koncert odbył się tylko w niedzielę. Wydawać by się mogło, że z tego powodu przyjdzie mniej ludzi, jednak plac przy ul. Paderewskiego zapełnił się dość szybko tłumem mieszkańców Sierpca i okolicznych miejscowości.
Jak zwykle nie mogło zabraknąć wszelkiego rodzaju atrakcji towarzyszących imprezom masowym - zjeżdżalnia, karuzela i tym podobne. No i oczywiście nieodzowne zaplecze gastronomiczne.
Tak jak w zeszłym roku, ochroniarze sprawdzali czy nikt z uczestników nie wnosi przedmiotów niebezpiecznych, czy też alkoholu. Jednak przeganianie tych, którzy stali w niedużej odległości od sceny i oglądali występy popijając browarka, to chyba już przesada.
Na koncert przyszło, szacując dość ogólnie, jakieś dwa tysiące osób. W roli konferansjera wystąpił, podobnie jak rok temu, Marek Sierocki. Pomiędzy poszczególnymi zespołami odbywały się konkursy, w których uczestnicy imprezy mogli wygrać atrakcyjne nagrody. W sumie zaprezentowało się pięciu wykonawców. Dodać można jeszcze, że punktualnie o godzinie 16, kiedy wszystko miało się rozpocząć, zaczął padać deszcz, co chyba też jest już tradycją wszelkich plenerówek w Sierpcu.
Jako pierwszy zagrał zespół coverowy, próbując rozruszać publiczność. Repertuar muzyczny mieli dość szeroki, publiczność przyjęła ich nawet ciepło. Kolejny był sierpecki Open to the Public. Dali naprawdę dobry koncert, chyba jeden z lepszych w ich dorobku, jakie do tej pory dane było mi widzieć. Choć zebrana pod sceną publiczność w niewielkim procencie preferowała serwowaną przez nich muzykę, to widać było, że zespół zrobił pozytywne wrażenie. Potem przyszła kolej na Top One. Diametralna zmiana muzyki - jeśli istnieje coś takiego, jak klasyka disco polo, to na pewno jest to właśnie ten zespół. W każdym bądź razie publiczności podobali się.
Bardzo ciepło został przyjęty zespół Virgin, a raczej wokalistka Dorota Rabczewska, czyli Doda. Ponad godzinę prezentowali swoje stare i nowe utwory, o raczej ostrzejszym brzmieniu. Warto powiedzieć w tym miejscu, że kiedy gitarzysta i basista ustawiali instrumenty i zaczęli grać, w pewnej chwili rozległ się też wokal Dody - choć nigdzie w pobliżu jej nie było. Do tego, kiedy gitarzysta poprawiał coś przy piecu, gitara grała dalej! Przez te trywialne wpadki jasne się stało, że Virgin będzie grał z playback'u. Wprawdzie później, kiedy już ich występ się zaczął, wydawało się, że Dorota śpiewa na żywo - ogólny niesmak jednak pozostał.
Ostatni zespół, powracający po wielu latach na scenę Papa Dance, bardzo gorąco został przyjęty przez publiczność. Pod sceną bawili się młodzi, którzy znają praktycznie tylko ich ostatnią płytę, jak też ci starsi, którzy słuchali grupy w latach 80-tych. Sporo osób zastanawiało się, czy Papa Dance, wzorem poprzedników, też gra z playback'u, jednak w sumie jeśli nawet tak było, to niewiele się tym przejmowano.
Impreza skończyła się przed północą - biorąc pod uwagę, że za kilka godzin większość jej uczestników miała wstać i iść do pracy, może jednak organizatorzy w przyszłym roku powinni pomyśleć o sobocie.