Przedpełski Marian (1912 – 1998-05-21)
historyk regionalista, etnograf, nauczyciel
21 maja 1998 - w wieku 86 lat zmarł w Warszawie Marian Przedpełski, emerytowany nauczyciel, etnograf, historyk regionalista, a przede wszystkim wielki patriota i społecznik. Pochowany został w grobie rodzinnym na cmentarzu bródnowskim w Warszawie. Był słoneczny, majowy dzień, drewniany kościółek, bujna zieleń drzew. Rodzina, ludzie kultury, przyjaciele. Chowano Go tak, jak chciał. Urodził się w Warszawie w 1912 r. Ojciec był robotnikiem. Po ukończeniu w latach trzydziestych seminarium nauczycielskiego, Marian Przedpełski był przez dwa lata instruktorem kulturalno-oświatowych OMTUR i członkiem Koła Bezrobotnych Nauczycieli. O tym okresie życia pisał: "Wreszcie inspektor szkolny .skierował mnie na bezpłatną praktykę nauczycielską do .szkoły żydowskiej. Wielu było bezrobotnych nauczycieli, jeszcze gorsza sytuacja była na wsi (...) nie mam tytułu magistra, nie pozwoliły mi na to warunki, ale studiując historię na Wolnej Wszechnicy Polskiej w Warszawie zostałem żarliwym apostołem regionalizmu, upartym samoukiem i żywiołowo jąłem się pracy regionalnej na terenie Mazowsza. Dużo zawdzięczam dr Aleksandrowi Macieszy - prezesowi TNP w Płocku i dr. Józefowi Ostaszewskiemu z Mławy. Szczególnie upodobałem sobie powiat sierpecki - tam żył mój ojciec i matka, bracia i stamtąd pochodziła moja żona..." Podczas okupacji Marian Przedpełski wraz żoną Heleną przebywali we wsi Semborze koło Bieżunia i prowadzili tajne nauczanie. "Aparat władzy niemieckiej był tu silniejszy, niż w Generalnej Guberni - pisze Przedpełski. Doprawdy trzeba było wielkiego hartu dziecka polskiego, aby codziennie, pod strachem uczyć się. (...) Społeczeństwu Bieżunia i okolicznych wsi zawdzięczam swe życie. Ukrywano mnie po strychach, piwnicach, dołach i żywiono bezpłatnie" Po wojnie, w 1945 r. Marian Przedpełski przez rok pracował w Szkole Podstawowej w Lipnikach. Następnie pełnił funkcję inspektora szkolnego kolejno w Radzyminie, Gostyninie i Lipnie stąd po dwóch latach pracy, w grudniu 1948 r., jako niewygodny dla partii, zwolniony został z tego stanowiska. W 1957 r. Wojewódzka Komisja Rehabilitacyjna w Toruniu orzekła, że "zwolnienie było bezpodstawne, niesprawiedliwe i wysoko krzywdzące". Jednak "papierek" nie zwrócił mu stanowiska i pozycji społecznej. W 1949 r. powrócił do pracy w Szkole Podstawowej nr 149 w Warszawie. Od 1953 r. pracował w Ministerstwie Oświaty na stanowisku st. inspektora w Departamencie Zatrudnienia i Płac. Jednak postępująca choroba oczu, a potem serca spowodowały inwalidztwo i w 1957 r. przeszedł na rentę. Kierowany społecznikowską pasją zajął się wówczas wyłącznie gromadzeniem eksponatów, materiałów historycznych i etnograficznych. W mniejszym zakresie robił to już przed wojną i podczas okupacji. Przez długie lata życia przejrzał w archiwach, bibliotekach, muzeach, sądach, towarzystwach naukowych, zakładach pracy i parafiach chyba wszystkie akty dotyczące Północnego Mazowsza, a szczególnie powiatów: sierpeckiego, płockiego, gostynińskiego i mławskiego. Po tych poszukiwaniach pozostały notatki, zapiski i kopie niektórych dokumentów zapełniające setki teczek. Napisał kilkanaście prac i kilkadziesiąt artykułów z zakresu historii regionu, etnologii, kultury i sztuki ludowej Mazowsza Płockiego. Zanotował pieśni ludowe i wykonał ponad tysiąc fotografii. Wylansował rzeźbiarzy ludowych powiatu sierpeckiego (szkoda, że zapomniano o tym). Już przed wojną napisał szczegółową pracę pt. "Bieżuń i Żuromin", lecz nie zdążono jej opublikować. W końcu lat pięćdziesiątych, na zamówienie sierpczan, przygotował 700-stronicową monografię "O powiecie sierpeckim, jego miastach, osadach i wsiach". Nie wydano jej jednak drukiem. Z tego powodu zachował żal do końca życia. Późniejsze pozycje, jak "Oświata w powiecie sierpeckim od XV do XX wieku", "Włosi w powstaniu styczniowym 1863 r. na ziemiach Północnego Mazowsza", "Marsz Jagiełły pod Grunwald 3-9 lipca 1410 r.", "Kępa Juranda. Wokół Krzyżaków Henryka Sienkiewicza" i wiele innych nie czekały już długo na publikację. Ukoronowaniem jego pracy jest "Mazurek Dąbrowskiego i inne pieśni" - prawie 700 stron maszynopisu i liczne fotografie. Autor nie doczekał się jednak wydania tego dzieła. "Mazurek..." ujrzy światło dzienne jesienią bieżącego roku. W postaci książkowej wydaje go Muzeum Małego Miasta w Bieżuniu przy znamiennym wsparciu finansowym Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Wojewódzkiego w Ciechanowie. Marian Przedpełski usiłował również realizować daleko idące pomysły - tworzenie muzeów, skansenów, pracowni naukowych w Sierpcu, potem w Bieżuniu. Na tej płaszczyźnie spotykały go niepowodzenia. Opór władz i niechęć niektórych ludzi okazały się niemożliwe do przezwyciężenia. Potem podejmowano planowane lub rozpoczęte przez niego działania, ale z pominięciem jego osoby. Udało się jedynie utworzenie rezerwatu przyrody "Gołuska Kępa". Nie był człowiekiem łatwym we współżyciu.. Nie umiał się znaleźć w "epoce", rozpierać łokciami, negocjować lub nisko się kłaniać. Był prostolinijny, często zbyt łatwowierny i do przesady uczciwy. Solidności, dotrzymywania słowa i spełniania obietnic wymagał bezwzględnie, nie uznając obiektywnych przeszkód. To wszystko sprawiało, że przegrywał. Kiedy rozpoczął tworzenie muzeum w Sierpcu przeznaczony na to dom tzw. "Kasztelankę" władze sprzedały prywatnej osobie z własnego kręgu. Nie udała się również lokalizacja skansenu i pracowni naukowej w bieżuńskim pałacu i parku. Obiekt był prywatny, a na wykupienie nie znaleziono pieniędzy. Gwiazda nadziei zaświeciła w siedemdziesiątych latach. Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Żurominie zawarło umowę o utworzeniu izby regionalnej i pracowni naukowej w Bieżuniu. Miały się w niej znaleźć zbiory Mariana Przedpełskiego, a były one olbrzymie. Kompletował je za emeryckie pieniądze jeżdżąc przez lata od wioski do wioski, z miasteczka do miasteczka. Jeździł motorowym wózkiem inwalidzkim, autobusami, furmankami. Zbiory składały się z rzeźb ludowych, sprzętów, ozdób, fotografii, obrazów oraz wielkiej biblioteki. Pod nadzorem Przedpełskiego, który przywiózł do Bieżunia część księgozbioru, i eksponatów, rozpoczął się remont wykupionego domu. Umowy nie zaakceptował jednak Wydział Kultury Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie i Przedpełski mimo interwencji PAN i wybitnych postaci kultury, musiał odejść. Eksmisję wykonano bezlitośnie. Komu się naraził? Komu przeszkadzał? Przecież placówkę tę organizował dla społeczeństwa, a sam dawał bezpłatnie swoje zbiory i pracę. Muzeum w Bieżuniu istnieje, ale kto inny zbierał plony. Kupił chałupę we wsi Januszewo, wynajął lokal w Warszawie przy ul. Opoczyńskiej. Zgromadził tam i w swoim mieszkaniu całe zbiory. Chałupa waliła się, a na opłacenie komornego w Warszawie nie starczało renty. Pisał o tym: "Pozostały tylko eksponaty, które zmieściły się w moim mieszkaniu, u znajomych, krewnych. Wielu eksponatów już nie ma. Kołowrotki, ślabany, kiżanki, malowane skrzynie, jarzma na woły - chłopi, u których to było na przechowaniu - porąbali. Zawaliły się XVIII i XIX-wieczne chałupy, wiatraki, kuźnie, młyny. Spalono stare przydrożne figury..." Ale czy wszyscy byli przeciwko niemu? Prawdziwi ludzie kultury rozumieli Go i popierali. Starali się ratować zgromadzone przezeń dobra. Podziwiali człowieka, który wszystkie wysiłki i pieniądze przeznaczał na działalność społeczną. Miał wielu szczerych i oddanych przyjaciół, którzy pomagali mu w miarę możliwości. Zbiory i prace Mariana Przedpełskiego znajdowały powoli swoje miejsce w Towarzystwie Naukowym Płockim, w Bibliotece Narodowej, w Głównej Bibliotece Publicznej w Warszawie, ale przede wszystkim w Muzeum Okręgowym w Ciechanowie, gdzie urządzono stałą wystawę rzeźby ludowej i otwarto bibliotekę im. Heleny i Mariana Przedpełskich. Także muzeum w Bieżuniu otrzymało cenne przedmioty, publikacje, archiwalia dotyczące Bieżunia oraz duży zbiór fotogramów. Nie zapomniano również o uhonorowaniu tego zasłużonego dla Mazowsza człowieka orderami, odznaczeniami, tytułami honorowymi i nagrodami. Urządzano jubileusze. Towarzystwo Naukowe Płockie, którego był członkiem seniorem, obdarzyło Go zaszczytnym tytułem Członka Honorowego. Znalazł się wśród luminarzy nauki. Można powiedzieć, że minęły czasy, kiedy wbrew opiniom autorytetów tłumiono i niweczono bezinteresowne inicjatywy Przedpełskiego. Szkoda, że stało się to dopiero pod koniec Jego życia. Marian Przedpełski mimo kalectwa z powodu schorzeń wzroku i słuchu, zesztywniałych stawów, zawałów serca i przebytej gruźlicy pracował intensywnie do końca. Umysł miał tak trzeźwy, tak sprawny, że mógł Mu pozazdrościć niejeden młodzieniec. Złamał go wiek. Był "solą ziemi", krzewicielem wiedzy, badaczem i piastunem rodzimej tradycji, apostołem regionalizmu. Był człowiekiem, który całym życiem brał udział w budowie gmachu nowej kultury. W ostatnich dniach życia mówił do mnie: Życie moje gaśnie. Życie jest biegiem sztafetowym - przekazujemy bowiem pałeczkę wartości ludzkich swoim następcom. Moją pałeczkę przekazuję tym wszystkim, którzy pomagali mi ją dźwigać. Niech ją dalej poniosą! (Przedruk z czasopisma "Bieżuńskie Zeszyty Historyczne" nr 14 s. 351-354)
Stanisław Ilski
|